Prawdopodobnie nie pojawiłabym się tu, gdyby nie informacja, że niedługo fbl ma zniknąć. Na swój sposób ucieszyłam się, bo choć od lat nie odwiedzam już tej strony, to kojarzy mi się ona z moja chorobą, z anoreksją. Wiadomość o usunięciu fbl to trochę jak pozbycie się ciężaru. Ciekawe.
Postanowiłam więc napisać swój ostatni post i aż nie dowierzam, że ten ostatni post w życiu tutaj będzie inny niż cała reszta... U mnie jest od jakiegoś czasu lepiej... Życie jest troszkę lżejsze, ja troszkę łagodniejsza dla siebie. Nie jest idealnie, ale kończę roko 2022 z myślą, że było nawet dobrze....
Ale żeby Wam troszkę przybliżyć, co się u mnie dzieje....
Skończyłam już rok temu w listopadzie (2021) 2,5 letnią terapię. Nie z własnej decyzji, ale chodziłam na terapię do fundacji i wyczerpałam już możliwość czerpania pomocy z tego miejsca. Moja terapeutka sugerowała, żebym jednak proces kontynuowała. Mimo wszystko nie zostawiono mnie w momencie kryzysu, byłam już całkiem stabilna, pół roku wcześniej odsawiłam też leki antydepresyjne. Po skończeniu terapii nie miałam siły zaczynać z kimś od nowa i postanowiłam sobie dać trochę czasu. Na terapię nie wróciłam do dzisiaj, choć uważam, że warto byłoby jeszcze ją kontynuować i na pewno kiedyś to zrobię, ale nie jest to jakaś paląca potrzeba póki co. Bezpośrednio po zakończeniu terapii średnio widziałam jakieś spektakularne efekty, ale dzisiaj myślę, że coś ona jednak we mnie zasadziła i to sobie cały czass powoli kiełkuje :)
W 2021 nastąpiła również inna znacząca zmiana.... Zmieniłam po raz 2 kierunek studiów, choć te jedne ukończyłam (SGH). Jestem obecnie na drugim roku kierunku lekarskiego, jest cholernie trudno, wyczerpująco, stresuje mnie moje 4-letnie opóźnienie, ale kurcze... chyba w końcu znalazłam coś, co chcę robić w życiu....
I jedna rzecz, która wciąż gdzieś mnie trapi i dręczy, to nic innego jak... moja samoocena. To coś, co niezmiennie od 1 postu na tym portalu ciągnie mnie w dół. Nie umiem siebie zaakceptować, a teraz jest to jeszcze bardziej utrunione, bo w trakcie pandemii puściły mi wszelkie nakładane na samą siebie przez LATA restrykcje. Po prostu sobie odpuściłam i zaczęłam jeść wszystko, czego latami nie jadłam. Myślałam bardzo długo, że wpędziłam się w kompulsywne objadanie, ale chyba nie... Natomiast od tamtej pory do dzisiaj moja dieta wygląda fatalnie, niezdrowo, przestałam też wtedy ćwiczyć. I choć z jednej strony pierwszy raz od 10 lat czuję w tej kwestii taki luz. Nie myślę co, kiedy, ile zjeść. Jem co, ile, jak, kiedy chcę. Ta wolność jest tak komfortowa, tak miła, tak bezpieczna... Jednocześnie ważę najwięcej w moim życiu, tym razem serio dużo, nie patrzę na siebie w lustro, bo czuję się paskudnie. Staram się o tym nie myśleć, udaję przed samą sobą, że mnie to nie obchodzi i przez większość czasu nawet mi się to udaje. Ale w głębi duszy wciąż myślę, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko szczupłego, ładnego ciała. A pomijając już ciało, to naprawdę chciałabym się choć trochę zdrowiej odżywiać, dla zdrowia. Ale jak tylko postanawiam sobie coś w tej kwestii, to moja głowa jakby myślala, że zaraz wrócą te wszystkie restrykcje i wpędza mnie w takie obrzydzenie do tego pilnowania jedzenia, planowania posiłków. Do tego od razu zaczyna mieć ochotę na słodkie. Nie potrafię wyjść z tego błędnego koła, choć staram się podchodzić do tego zdrowo, nie zabraniać sobie od razu wszystkich "niezdrowych" produktów, to i tak moja głowa uznaje każdą próbę zdrowszego jedzenia za restrykcję. Podobnie z ćwiczeniami. Kiedyś myślałam, że w wieku 24 (i pół) lat będę mądrzejsza. Niestety z tego chyba jednak się nie wyrasta...
I tak sobie żyję. Gdy przez większość czasu udaje mi się "zapomniec" o tym, jak teraz wyglądam, jest naprawdę całkiem dobrze, może nawet lepiej niż kiedykolwiek. A trudne momenty jedzeniowo-wyglądowe... no cóż, może to są właśnie sidła zaburzeń odżywiania, może to już zawsze tak będzie wyglądało i trzeba się z tym pogodzić..?
Nie mam pojęcia, czy ktokolwiek to przeczyta, ale myślę czasami o Was, o osobach, które były moimi stałymi czytelnikami, które komentowały, które były... I pewnie od czasu do czasu będę myśleć, nawet jeśli fbl już nie będzie.
Żegnajcie,
Wasza J.