- Czemu masz na sobie dwa swetry? Przecież Tobie zawsze jest gorąco.- zapytała, lekko drżąc smagana wieczornym chłodem wiatru.
- Zawsze marzniesz...Jakie Ty masz zimne ręce!-dodał, czując,
że oplata lodowatymi dłońmi jego biodra.
- Jak zawsze lekko ubrana, a potem wiecznie chora...-skarcił, zauważając jak światło skręcającego do zajezdni tramwaju oświetla jej ciało pokryte gęsią skórką.
- A wiesz co Ty zawsze robisz ? Czepiasz się!-skonstatowała, przewracając oczami. - Wiecznie chora...-zaczęła kąśliwie przedrzeźniać.-Gorący chłopak z Boernerowa się znalazł!-zerknęła ze słodką pogardą .
- Tak Ci źle? To proszę...Już sobie idę! Niech Cię jakiś Inny...- warkot silnika zagłuszył ostatnie słowa.-odwrócił się nerwowo na pięcie, zaczął iść w stronę ciemnej uliczki...Byle przed siebie...Po chwili zatrzymał się i obrócił głowę.... Stała nadąsana ze skrzyżowanymi ramionami, oparta o barierkę, cała się trzęsąc. -Ech, czy ona kiedyś...?-zawrócił, wiedząc,że jej upartość nie zna granic. -Czemu Bóg zesłał mi taką Złośnicę?!-pomyślał, zbliżając się do Ukochanej. -Przeszło...?-zapytał,widząc jak patrzy wilkiem, poirytowana porywczością... -No już...-zacisnął na Drżącej swoje silne ramiona, czując, że już długo nie wytrzyma(ją) tych porywów szaleństwa...