Cóż wiesz o pięknem? ...
Kształtem jest miłości.
Spoktkałam wczoraj kanapkę.
Tak, to dobry wstęp. A więc ponawiam - spotkałam wczoraj kanapkę.
Idąc niejednostajnym, chwiejnym i zdecydowanie wskazującym na znaczne upojenie alkoholowe krokiem - spotkałam nagryzioną kanapkę.
Przemknęłam obok niej - początkowo nadgryziona kanapka została niezauważona.
Będąc pod wpływem delikatnego podmuchu powietrza, wynikającym z mego majestatycznego przemknięcia obok kanapki - eterycznieie, subtlenie, niemal niezauważalnie machnęło do mnie odzienie nagryzionej niedbale z lewej strony kanapki, z ktorej z wolna wynurzały się resztki topionego sera. Sera lśniącego. Sera niepodważalnie pięknego w całej swej krasie, w calutkim nadludzkim majestacie.
Ser wypływający z nadgryzionej z lewej strony kanapki wydaje się tak pospolity, banalny, powszechny, wręcz..komiksowy. Nasuwa się więc na myśl kolejny element tej postaci - masłowa sałata. Masłowa sałata w towarzystwie wyciekającego, żołtego sera z nadgryzionej z lewej strony kanapki rzuconej niedbale do kosza nieopodal centrum miasta z rąk śpiesznego wędrowca mknącego ze spektakularną prędkością osiągniętą dzięki latom mozolnych praktych polegających na wyżej wspomnianym, pośpiesznym przemykaniu w celu przemieszczenia się z miejsca na miejsce tak, aby zmieścić się w określonym, przykrótkim limicie czasowym narzuconym z racji wykonywanej pracy, szkoły do której uczęszcza pędzący czlek, czekającej nad gotującym się garem grochówy żony, czy też ( w najlepszym przypadku ) posiadania spragnionej kochanki, kochanka..
Masłowa sałata która, już na pierwszy rzut oka daje znak, że nie jest pierwszej świeżości. Masłowa sałata z poszarpanymi końcami, brunatnymi przebarwieniami. Tak delikatna, tak szczupła i zwiotczała że zdaje się, iż poleci przy pierwszym lepszym podmuchu wiatru. I faluje, wije się, targa nią każdy powiew i nieoczekiwany, nawet najbardziej subtelny dotyk przechodnia, który muśnie ją delikatnie pędząc w przeciwnym kierunku miasta, mierzwiąc tym samym jej wątłe końce wystające nieśmiało spod kruchej pierzynki w postaci białego, amerykańskigo pieczywa łudząco przypominające chleb tostowy.
Stanęłam więc.
Bez przekonania ugryznam najbardziej zachęcający fragment.
I żuję do teraz, mielę, przekładam z jednej strony na drugą. Gryzę, miętoszę, wypluwam, Po czym biorę do rąk, formuję kulkę wielkości piłeczki golfowej powstałej z zawartości wyplutego jedzenia po czym wkładam ponownie do ust.
Ja
pierdole.
Nic, nie zostało mi zupełnie nic prócz walenia do ryja i formowania kulki wielkości piłeczki golfowej i wkładania jej ponownie do ust.
Zanim pozna się smak miłości, trzeba zrozumieć jej koncepcję.
Tak, to zdecydowanie moja koncepcja.