Sobota minęła mi naprawde nieźle, zaczynała sie nienajlepiej, bo miałam w perspektywie całodniowe siedzenie przed komputerem i książkami, ale około 19 wpadłam na świetny pomysł, więc gdy tylko Klaudia pojawiła się na facebooku, zaprosiłam ją na Boba-wróć, bawiłyśmy się świetnie, gadałyśmy chyba o wszystkim, później w tym samamym momencie powiedziałyśmy "Cmentarz Żydowski", i tam też poszłyśmy, pomodliłyśmy się i wróciłyśmy, później poskakałyśmy po torach, aż stwierdziłam, że jak huśtałyśmy sie na Bobie-wróć, to rzuciłam w nią moim pierścionkiem i go nie podniosłam, więc poszłyśmy z powrotem na błonie i na klęczkach go szukałam.. "Szukajcie, a znajdziecie" - znalazłam.
Po chwili zauważyłyśmy, że na błoniach jest też Łukasz, ze swoim małomównym kolegą, więc razem z nimi poszłyśmy nad Odrę, tam, na scenie zatańczyłyśmy chachę...
Sobota zdecydowanie udana, ale nie na tyle, żeby zapomnieć o tym, ze Szymek się przez cały dzień nie odzywał, a ja nie mogłam sobie miejsca znaleźć.... Brakuje mi Go strasznie...