nie rozmiem siebie a tym bardziej swojego bezsensownego zakochiwania. tak latwo mi to przychodzi, czuje ze moglabym w tobie zakochac sie cala soba, czuje to, wiem to, ale wiem tez ze nic z tego nie bedzie, bo jestem wciaz smarkula, ktora malo wie o zyciu a o milosci to juz najmniej. tak pieknie byloby miec ciebie obok siebie, takiego ciebie, tak bardzo znowu sie pochlonelam w jakichs wyidealizowanych i wyolbrzymionych złudzeniach, chcialabym siebie zmienic, o ile to w ogole jest mozliwe. watpie aby ktos szybko pojawil sie w moim zyciu, zaczynam wierzyc w to, ze nie jest to mozliwe abym potrafila z kimkolwiek byc. jak to jest ze nie potrafie walczyc o swoje i szybko chowam glowe w piasek? czy mozna być w oczach mezczyzn dominujaca osoba a w rzeczywistosci byc calkiem odmienna, gra pozorow jest taka zabawna ale i jakze meczaca, bo jeszcze nikt mnie nie poznal na tyle zeby wiedziec ze tam gleboko gdzies jestem bardzo krucha i wstydliwa osoba, ktora pragnie milosci jak nigdy indziej dotad...tylko tyle, i teraz tak bardzo bym ciebie chciala.
i zmienic sie i stac sie krucha i delikatna, nie wulgarna i nie byc tylko najlepsza kumpela.