taka ja. zdjęcie robione jakieś dwa dni temu. pianka koloryzująca zeszła mi po dwóch myciach, miałam farbować dziś rano jeszcze raz, ale już mi się nie chciało. może zrobię to jak będę już u babci. jutro około czternastej jadę do Uschlag, cieszę się bardzo. chociaż z jednej strony nie chcę jechać. tak jakoś fajnie się zrobiło tu w mieście. wracam za dwa tygodnie. czas szybko zleci, a ja znów nie będę widzieć babci przez rok lub dłużej. tego akurat nie lubię. nie wiem co spakować, bo wszystko w praniu i wątpię, że w ogóle do jutra wyschnie, cud musiałby się zdażyć. a najgorsze jest to, że nie mam w co się spakować, bo mama zabrała moją walizkę, świetnie. w sierpniu jak wrócę jadę na jeden dzień z Ronnie nad morze, nie mogę się doczekać. później po namiot. powtóreczka z dziesiątego lipca dwa tysiące jedenastego. oby wypaliło, no wtedy było genialnie. i ekipa ta sama ma być. ale zapewne nie będzie namiotu i niektórzy spać nie będą mogli. a to ciulowo. jakiś film bym sobie oglądnęła, ale to już może nie dziś. pobudka około dziewiątej rano, trzeba będzie ogarnąć chatę i w ogóle wszystko, zapieprzać po książki, spakować się, a jeszcze chcę na chwilę na dwór wyjść. tak, jak chuj. nie dam rady, elo.