Do świadectwa maturalnego :)
Poza tym taka mała pamiątka dłuugiego dnia :)
Po kolei:
- rano jazda po Dominika
- po usprawiedliwienie na plebanię
- do szkoły
- do RDK na koncert (świetny zresztą!)
- do Jakuba na adorację
- do PWSZ na korki z histy
- do fotografa
- do lekarza po badania do bilansu
- na spotkanie SNE...
Trochę tego było :)
Z kolei dziś rano wzięło mnie na przemyślenia jakieś śmieszne...
Ostatnio pisałem o marzeniach. A dzisiaj doszedłem do wniosku, że moje właściwie są już spełnione.
Rodzice nie mieli pojęcia, o czym mówię. Jak ktoś w wieku osiemnastu lat może powiedzieć, że spełniły się jego wszystkie marzenia? Mając co mniej więcej dwa - trzy razy tyle lat przed sobą?
Moge. Po prostu taki jestem.
Kiedyś chciałem nauczyć się grać - i tak się stało.
Potem chciałem dowiedzieć się, jak mam się modlić. I tak się stało - na rekolekcjach SNE.
Kolejnym pragnieniem było znalezienie zespołu, w którym mogłbym grać i śpiewać - na chwałę Pana. I tak się stało, a "Pod Wezwaniem" mimo przeciwności istnieje nadal.
Chciałem prowadzić modlitwę uwielbienia - i to marzenie zostało spełnione, choć z zupelnego zaskoczenia.
Tak bardzo chciałem móc przyprowadzić ludzi do Boga, głosić Jego zbawienie, mówić o Nim - również otrzymałem tą łaskę, na wielu różnych rekolekcjach i nabożeństwach.
Wszystko, wszystko... już jest spełnione.
Wiem już, że nie marzę o karierze.
O żadnej sławie - i mam także pełną świadomość, że nigdy jej nie zdobędę.
Nawet to najbardziej, zdawałoby się, oczywiste pragnienie, dom rodzinny...
Wcale nie czuję żeby było konieczne. Jeśli tak się stanie - dobrze. Ale jeśli nie założę nigdy rodziny, nie ożenię się, nie będę miał dzieci...
Nic strasznego się nie stanie.
To moja świadomość. Moje marzenia są spełnione.
Mogę odejść ze spokojem i w każdej chwili.
Gdyby miało się to stać dzisiaj?
Może żałowałbym trochę, że nie ujrzę tej długo oczekiwanej, wspaniałej liturgii Triduum Paschalnego.
Żałowałbym może spraw, które chciałem dokończyć w maju, tego, co już naobiecywałem wielu ludziom.
Kilku spotkań z osobami, których nie wymienię.
Ale nie byłoby smutku z powodu samej śmierci.
"Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad nim nie ma juz władzy".
A dla tych, którzy Mu wierzą, śmierć raz zwyciężona przez Niego nie jest już niczym strasznym.
Któregokolwiek dnia by nie przyszła, mogę powitać ją bez strachu.
Odejść do Domu Ojca, w którym mieszkań jest wiele.