Dawno. Tak dawno. Teraz rośnie tam drzewo jak z narnii i wydaje się jeszcze więcej potworów. Obcym wstemp ciągle wzbroniony.
Wchodziliśmy głęboko do jego brzucha, szukaliśmy szczurów i swoich rąk w ciemności. Błyszczały uśmiechy i oczy oddechy dudniły bębny w głębinach. Mapa,a, różanieckrzyż, piec i stary koc na drzwiach. Ręce, ręce, oddech, śmiech krótki nerwowy szaleńczy. Nieracjonalnie. Ab-strak-cja. Ciemno, nas troje.
Klasyczne włamanie, jakiś paragraf na obcych.
Absurdalnie, bez rozumu, bez planu, z jedną latarką i sekatorem. Z dachu do piwnicy, potem żeby-tylko-nie-na-policję. Jestem na gorzkichżalach przecież.
Ale, pani profesor, to było dawno.