dawno temu, na rancho. wiśnia jak dorastające dziecko ulicy z komiksu o brudnym mieście. czarnobiały, dobryzły. czasem wyrywam mu fajki i wrzucam do kałuży. czasem pożyczam dwa złote do wina.
czasem mam wrażenie że słucha, czasem zupełnie nieważki kiwa się przed moimi drzwiami i patrzy na niebo.
czasem staje się zupełnie obcym człowiekiem.