w mieszkaniu o odrapanych ścianach upchnięty w łazience stał wielki obraz dość znanego artysty, w pokoju na stole stała wódka.
nocne polaczków rozmowy, bełkotanie dzieciaków stojących u-progu-nowego-życia, które właściwie nie wiedzą czego chcą i trzeba będzie bardzo długo prać im mózg żeby zrozumieli że najbardziej pragną garniturów bossa i najnowszych telefonów. siedzenie po turecku na balkonie, między czarną przepaścią świata a ciepłym znajomym mieszkaniem gdzie jest wóda i dobre dusze, siedzenie po turecku, bo tak jest wygodniej palić fajki i strzepywać popiół między szczeblami barierki na zażygany bruk na dole.
czasem rozmowy nie wystarczają, ktoś wkurwia się i zaczyna tłuc gitarą o szafę,a wtedy przybiegają sąsiadki, bo która-to-jest-godzina, a właściwie rzeczywiście, jest 2a.m., i że im-się-wydaje-że-po-kogoś-zadzwonią, ale chyba tylko im się wydawało. strzępy gitary walają się po ziemi, rozlewa się marker więc zdrapujemy parkiet, bo oficjalnie to tu nie ma żadnej imprezy.
więc znowu sobie gadamy, w tle krzyczy grabaż cichocichooo. świat jednak jest poplątany, niezbadane są owe literackie świeżki-losu, ktoś wychodzi do toalety wyżygać rzeczywistość albo zaspokoić brak miłości, a może tylko za potrzebą, [i]nie mylmy fizjologii z seksem[/i]. nikt tu nie jest z tym z kim chce być najbardziej, niektórzy są z kimś, kto jest farfaraway, a niektórzy z kimś, z kim chcą być nie będą nigdy. no to jeszcze jedna bania.