photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 16 PAŹDZIERNIKA 2013

jesienne, chyba wroclove, czy coś. stare.

rzucanie palenia, day 1. nie idzie mi źle, efajka działa, zapach tiramisu rozchodzący się po moim pokoju koi moje zmysły. ogólnie czuję się jakaś taka nieobecna, nie dotyczą mnie realne wydarzenia tego świata. żyje jakąś odległą myślą, sama nie wiem o czym. żyję miłością? czy miłość w ogóle istnieje? jak patrzę na zachowania niektórych osób to zaczynam wątpić. na szczęście moja istnieje i ma się dobrze, chyba. dziwi mnie.. a może i nawet nie dziwi, lecz zwyczajnie niepokoi brak szacunku niektorych osób do uczuć innych. w ogóle nie rozumiem postępowania takich osób. jak można traktować inną osobę przedmiotowo, jakby w ogóle uczucia nie istniały. co z uczuciami takich osób? nie mają ich? nie wiedzą jak to jest? nie potrafię tego pojąć. zawsze byłam osobą strasznie wrażliwą i uczuciową. nieraz bardziej walczyłam o szczęście innych niż o swoje własne, dalej tak często robię. nie wychodzę na tym dobrze, bo ludzie są, jacy są, ale ja inaczej nie potrafię. jeśli mi na kimś zależy i ktoś wiele dla mnie znaczy, to nie potrafię go wykorzystać czy być nieczuła na to, co odczuwa. mało jest osób, które tak naprawdę przejmują się moim losem, tym co się dzieje w moim życiu, w mojej głowie, uczuciach, ale jakoś nie zwracam na to uwagi, przyzwyczaiłam się, że to zawsze ja martwię się o innych. wiele osób natomiast bardzo często pozornie chce wiedzieć co u mnie, jak żyję, tylko po to, by potem to wykorzystać przeciwko mnie, bądź zwyczajnie zaspokoić swoją ciekawość. niektórzy interesują się pozornie, rzucając krótkie "co tam", choć wcale nie interesuje ich co u mnie, po prostu odruchowo zadają owe pytanie. nieraz jak się tak zastanowię, to nawet trochę mnie to boli, że niektórzy nawet najbliżsi nie potrafią się tak bezinteresownie martwić o kogoś. nie wiem czy takie osoby dalej powinnam nazywać najbliższymi, ale no cóż. podobnie boli mnie nieszczerość i brak zaufania. jeju, wszystko piszę na podstawie pewnych osób, które mam na myśli, a one nawet nie domyślą się, że to o nich, bo wydaje im się, że wszystko robią tak, jak trzeba. ale co do braku zaufania.. wydaje mi się, że dwie bliskie sobie osoby powinny rozmawiać ze sobą o wszystkim, a przynajmniej o większości spraw, wzajemnie. nie lubię ani sytuacji kiedy ktoś żali mi się przez 2 godziny, a jak ja się odezwę, aby powiedzieć coś na swój temat (wcześniej oczywiście odpowiadając sensownie na wypowiedź mojego rozmówcy), zostaję zgaszona krótkim "aha" i ciąg dalszy mają wywody na temat wcześniejszego, zakończonego już (przynajmniej w moim mniemaniu) problemu. zawsze staram się pomagać ludziom, którzy mi się "wygadują" ale nieraz też chciałabym mieć kogoś, komu ja mogę powiedzieć co mnie dręczy. z drugiej strony zaś, opowiadanie komuś o swoich problemach nie jest proste i kiedy ktoś gasi mnie krótkim "aha" czy modnym ostatnio (szczególnie u jednej osoby) "ojtam ojtam" czuję się taka odrzucona, moje problemy stają się takie nieważne dla kogoś, a mnie bolą jeszcze bardziej. nie wiem jaki sens ma ta notka, ale chyba potrzebowałam to wyrzucić na światło dzienne, tak po prostu. może ktoś coś z tego weźmie do siebie. polecam poczytać "Mistrza i Małgorzatę", najbardziej pojebana książka ever. idę dalej gadać z Patrycją przez telefon drugą już godzinę z rzędu, tak jest dobrze. 

 

 

ASK.FM