Nie potrafła tego pojąć, nieobecności, w jednej minucie człowiek jest, w następnej go już nie ma. Opowiadasz mu wszystko o swoim życiu, a potem... nie masz do niego dostępu, wykreślony numer w notesie.
Wciąż myślała, że ten odcinek, głupi kawał skończy się niebawem i wszystko okaże się okrutnym żartem. Nie była ideałem. Nie przypominała niczego, co piękne. Mówiła, że nie okazuje uczuć, ale robiła to mówiąc o nich. Próbowała być egoistką, bezskutecznie. Żyła po swojemu i chciała kogoś, kto będzie miał swój świat i znajdzie w nim dla niej miejsce. Nie chciała wiele, chciała jedynie mieć wszystko. Nie chciała podbić świata, tylko by ktoś podbił go dla niej, owinął w wielką czerwoną kokardę i dał w prezencie. Chciała spokojnego życia, w którym ciągle będzie się coś działo. Chciała żyć długo, ale nie dożyć starości. Umrzeć po cichu, ale żeby każdy o tym wiedział. Dorosła. Pluszowe misie zamieniła na mężczyzn. Colę na tanie wino. Zamiast sprawdzać czy w opakowaniu płatków jest zabawka, zaczęła popalać papierosy przy ich jedzeniu. Nie była dziewczyną, z którą chciałbyś się związać. Nie miała czasu ani skłonności do romantycznych uniesień, a jeśli umawiała się z kimś - jedyne czego szukała, to towarzystwa i nic więcej. Miała w sobie dużo jakiejś niewysłowionej złości. Nic jej tak nie denerwowało jak własna bezradność.. Potrzebowała papierosa, rozmowy i kogoś, kto potrząsnąłby nią i powiedział: 'co ty odpierdalasz?!' Była za bardzo wrażliwa, za mało twarda, dziecinnie naiwna i głupio uparta. Nie obchodziło jej, co inni o niej myślą, Nauczyła się żyć po swojemu. I przyszła do niej miłość, dopiero wtedy, gdy nauczyła się bez niej żyć. W końcu doceniła życie. Nie musiała się odchudzać- była szczupła. Nie liczyła kalorii, papierosów, drinków. Liczyła za to chwile, liczyła na niego. Odeszła z wariatem, bo go pokowachła. Sama też była szalona. Był w niej, w był w deszczu, w niepogodzie i powietrzu. Lubiła czasem na złość chować się przed jego spojrzeniem. Otworzył jej drzwi do obłędu. Powinna była nimi właśnie wtedy trzasnąć i wurzucić klucz, ale on uparcie trzymał klamkę i nie dawał za wygraną.. Zauroczył ją. W taki głupi, naiwny, banalny sposób. Mijali się. Jakby celowo unikali swojego towarzystwa, wiedząc, że w samotności jest im lepiej niż ze sobą razem. Stali nad przepaścią. Chowali się samotnie po ciemnych kątach, byleby na siebie nie trafić..
Ludzie zupełnie niespodziewanie od nas odchodzą. Zostawiając po sobie tylko wspomnienia i słowa, które systematycznie chowała do ulubionego pudełka. Czuła wtedy, że mimo braku kontaktu, rozmów, miała część tej osoby nie tylko w sercu. Posiadała jakąś namacalną cząstkę tego, co było i kogoś, kto był..