Ludzie palą, bo ich to uspokaja.
Hm... ja jestem taka nerwowa. Jeśli nie będę palić, to zapewne umrę na nerwicę.
W ogóle jestem chora na natręctwa. Przeróżne.
Wkurza mnie jak ktoś rytmicznie obija nogą o poręcz ławki.
Muszę czasem o kilka kartek iść do przodu i potem o tyl samo wrócić.
Muszę jeść kromkę wg mojego schematu.
Nawet mam ustalone co po kolei robię pod prysznicem.
Nakładam szampon na włosy, w tym czasie się namydlam.
Potem spłukuję. Nakładam odżywkę na łeb i myję w tym czasie zęby.
Jak coś zmienię, wszystko powtarzam od nowa.
Paznokcie obgryzam zaczynając od kciuka.
Potem Środkowe palce, wracam do wskazującego serdeczny i mały.
Rano schodzę na dół, jem śniadanie, myję włosy, w turbanie myję zęby, suszę głowę, podłącza prostownicę, maluję się, prostuje włosy.
Przeczesuje wszystkie pasma.
Wychodzę z łazienki i zawsze się wracam, żeby nałożyć piankę.
Nigdy nie mogę tego zrobić bez wcześniejszego wyjścia z łazienki.
Nawet mam opracowany system siedzenia przed komputerem.
Włączam odnośniki po kolei, zawsze w tej samej kolejności z zakładek.
Zaczynając na pajacyku, a kończąc na gronie.
Później wklikuję adres forum i fotobloga.
Ale w osobnym oknie.
Czasem to jest męczące. Cała ta monotonia.
Chorę to trochę, chyba. Nie wiem.
Boję się złamać jakikolwiek z tych elementów.
Kiedy nie wykonam jakiegoś zadania z mojej niepisanej listy, zaczyna barkować jakiegoś ogniwa i wszystko automatycznie się wali.
I powstaje przepaść.
Tylko jak piszę, nie mam żadnego planu. Idę na tzw. spontana.
I mnie to cholernie uspokaja i mogę się uwolnić od tych wszystkich emocji.
I presji.
To ten... Myślenie też mam jakieś schematowe.
Zawsze moje myśli układają się tak, jakbym miała zaraz przelać to na papier.
Napisać o tym książkę.
Ale nigdy żadne z tych słów, nie staje się pisanym.
Serio.