Tak, to ja. Mała pieprzona Bridget. Właściwie jestem jej marna kopią.
No bo wiecie. Ona była jednak ode mnie chudsza, mieszkała w przeboskiej Anglii.
Tylko jej wiek działa tutaj na niekorzyść. Chociaż nie miała nad sobą rodziców, którzy nadawali, jaka to ona nie jest przystosowana do życia, że nigdy sobie nie znajdzie partnera życiowego... Hm. A może właśnie ich miała jak była młodsza? I dlatego jej życie potoczyło się tak a nie inaczej? Nie wiem, nie wiem.
Bo cóż ja wiem? Ale wracając do pieprzonej, cholernej Jones, na której niejaka Helen Fielding zbiła sobie fortunę... Taa. Nie ma to jak opisać nędzne życie kogoś, komu nic nie wychodzi i nic się nie udaje. To jest takie prawdziwe realne, joł i w ogóle supcio.
Haha. Czyli o mnie trzeba było by wydać trzy razy bardziej opasłe księgi niż Saga Harrego Pottera. No, wiecie. Tylko kto by chciał to czytać? Sądzę, że jakieś małe, gorsze ode mnie, sfrustrowane nastolatki. No wiecie. Żeby im się samoocena podniosła. Albo, nie.
Wiem. Cała elyta tego świata. O tak. Już sobie wyobrażam jakąś mulatkę, która leżąc w wannie z hydromasażem zaśmiewa się do łez przy moich dzikich wpadkach.
Tylko, że ta książka byłaby taaaakaaa nudna. A w ogóle czy bogate dzieci czytają książki?
Zastanówmy się... Pewnie tak. Pewnie mają swoje księgarnie. Dlatego są takie mądre i cudowne. Pewnie wylewają z siebie siódme poty na siłowni i czytają książki. Nie, to bez sensu. Nie da się czytać książek podczas ćwiczeń na rowerku. Próbowałam. Wszystko mi wirowało a literki latały w tą i z powrotem. Ale to w końcu ja no to wiecie.
Miałam wrócić do pani Jones, a przeszłam na zupełnie inny temat.
Jej górnolotne plany: Bikiniodchudzanie, zawsze spełzały na tym samym. Czyli na niczym.
Jej niebieska zupa i majtki w kamerze.
Ja i mój niedorobiony mazurek robiony trzy razy, następnie babko-zakalec a później sernik, który zapomniej wyrosnąć. Ja i moja podwinięta kiecka, kiedy wstałam z krzesełka i szłam do łazienki. Moja przychlastowa fryzurka i wysiłek przy zapinaniu spodni. Najchętniej wzięłabym Martini pod pachę, poszła nad Wartę i tam w ciszy (smrodzie) i spokoju opróżniła jej całą zawartość.
Dzisiaj np. stałam sobie w kościele skubiąc moje rękawiczki i wiecie o czym myślałam?
O tym, że skończył się już post i będę mogła w jakiś sposób, legalnie ale nielegalnie pójść i się napić. Nie, nie jestem alkoholiczką. Właściwie mogę żyć bez wódki i piwa.
Ale nie wiem. Mam dziwne poczucie, że coś mnie omija. Spoglądam w lustro i najpierw widzę siebie. Potem tło. Tłem jest cała popieprzona komercja tego świata.
Świecidełka, słodkie korony na tyłku. Dziewczyny, od których czuć smród solary w promieniu kilometra. Szukam w tym dziwnym świecie, przyjaciół. Po cichu rozbieram wzrokiem moich przyszłych niedoszłych.
Tymczasem zapijam smuty herbatą. Miała być malinowa, ale ktoś pomieszał torebki i muszę pić cośtamgówniane z dzikiej róży.
Tłumy ludzi. Ludzie są wszędzie. Jest ich od cholery, od zarąbania. Patrzę na ich twarze i nie mogę zrozumieć o co chodzi. O co w tym wszystkim chodzi. Moje dziwne paranoje w głowie znowu się zaczynają. Krzyczę do siebie: Łozap?
Gdzieonisązabrakłoichwszyscymoiprzyjeleelelele&
Gadu-gadu jest martwe. Nie wierzę, że mój komunikator jest taki niemrawy. Nikt nie ma potrzeby porozmawiania ze mną. Totalnie, zupełnie. MILCZY. MILCZY do cholery. Wczoraj w ciągu 8 godzin spędzonych przed komputerem nie działo się nic poza dosyć niebanalną rozmową z jakimś uroczym Niemcem na icq. Nie wiem co się dzieje. Ale zaczynam odczuwać samotność. J.e.b.a.n.a.
Potem coś dopiszę.
Inni zdjęcia: 2025.06.28 photographymagic... maxima24... maxima24;) patki91gd... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24