Śpiewam na okrągło piosenki Perfectu. Chłonę je jak gąbka.
Słowa ze mnie ulatują. Myśli wyrzucam przez okno.
Pragnienia gaszę tonikiem, bo woda się już skończyła.
Marzenia spuszczam codziennie w kiblu.
Oddalam się cholernie od tego wszystkiego.
'Chciałbym być sobą, chciałbym być sobą wreszcie... jeszcze...'.
Upiłam się wczoraj własnym smutkiem. Nie, nie. Nie jestem smutna.
Jestem w sumie... nie, nie wiem jaka.
Taka nijaka. Nie potrafię się określić.
Jestem szara. Nijaka. Ani czarna, ani biała.
Opisy do mnie krzyczą. Głupie, pieprzone nic nie znaczące opisy do mnie wrzeszczą.
Matka zadaje codziennie to samo pytanie: Co Ci jest?
Kurwa. Tylko tyle potrafię powiedzieć. Kurwa. Bo nie wiem co mi jest.
'Chcemy być sobą... Chcemy być sobą'.Wołam. Krzyczę. Duszę się. Nie. Nie. Nie. Ciągłe zakazy. Pieprzone, złudne nadzieje.
Co się ze mną dzieje? Zaczynam bać się ludzi. Boję się własnego cienia i światła w lodówce.
Nauka jest odrażająca. Jedzenie jest odrażające.
Mimo to uczę się i wpierdalam dalej.
Iha, iha.
Czas na jakieś zmiany. Wiecie. Nowy miesiąc to zobowiązuje. Kurwa, to taka niepisana umowa. Między ludźmi a 1 dniem nowego miesiąca. Że wtedy zaczynamy wszystko od nowa. A jak nie wyjdzie, to co? Czekajmy do kolejnego pierwszego. Iha, iha. Kurwa.
Dzień świra. Ja pierdolę. Mam tego dość. Wszystkiego. I wszystkich.
Iha, iha. Kurwa, kurwa. Rymuję sobie w głowie.
I mam wielką chęć na A. I tutaj nie chodzi o człowieka. Nie, nie.
Ale A. by mne w jakiś sposób wybawiło. Iha, iha.
Jazda, jazda.
Kurwa, kurwa.
(Jeszcze miesiąc w takim stanie i idę kurwa do psychologa.
Albo kurwa, kurwa żyję dalej. Kurwa, kurwa).Idę poczytać Biblię. Bo Ksiądz kiedyś powiedzial, że jak nie wiemy co ze sobą zrobić Nowy Testament nam pomoże. Nie no. Czeka na mnie biologia, którą już pierdolę jak mogę. Iha, iha.
Perfect śpiewaj. Śpiewasz dzisiaj tylko dla mnie. One Tree Hill zaraz poleci tylko dla mnie.
Iha, iha. Bo iha coś znaczy.
Iha iha. Nie wiem co. Jestem pojebana.
...