Nadszedł ten piękny, słoneczny i ciepły dzień.
I stało się! Wybrzmiało magiczne "TAK CHCĘ"
Okres przygotowawczy był nerwowy i ekscytujacy, było mnóstwo etapów, nawet te pesymistyczne...
Pełne zwątpień, pytań często bez odpowiedzi ale dalismy sobie radę.
Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu, szkoda że nie można było przedłużyć czasu z 24h na 48...
Wszystko toczyło się w tym czasie intensywnie i nieoczekiwanie, jedno za drugim.
Praca w której było toksycznie, póżńiej zmiana na inną "pierwszą z brzegu", bo pieniążki zarobić trzeba na ślub i wesele.
Tam zaczął się dziać cyrk więc dostałam propozycję drugiej pracy, nie wiedziałam czy dostanę wolne na ślub i wyjazdy do rodzinnej miejscowości ,żeby wszystko dopiąć.
Miałam szybką lekcję asertywności w tym czasie i stawianiu wyrażnych granic oraz mówieniu NIE.
Kosztowało mnie to bardzo dużo ale jak zwykle myślałam że sobie nie poradzę, a tutaj zaskoczonko.
Typowa ja ;)
Zaraz po ślubie wyjazd we dwoje nad jezioro, apartament i wspólny małżeński "miesiąc miodowy" trwający, 5 dni.
Trzeba było z niego wrócić i ogarnąć ostatni dzień w pracy na wypowiedzeniu, a po 4 dniach poszłam pierwszy raz do pracy za granicę.
Więc wszystko na raz się złożyło. Można pomyśleć że sobie pracowałam, nauczyłam się wielu nowych rzeczy i teraz chodzę na szkolenia żeby zacząć robić coś konkretnego ze swoją pasją... zrobię to ale później, ponieważ doszła kolejna rzecz której się nie spodziewałam i trafiła we mnie jak grom z jasnego nieba.
Myślałam że to niemożliwe...
Ale myślę że to wydarzenie zasługuję na osobny wpis...
J