Pierwszy raz miałam przyjemność zrobić figurkę! I kulki z masy cukrowej :)
Bardzo mi się to spodobało jednak musiałam robić to cały dzień bo już ciężko było wytrzymać na krześle z bólem pleców.
I wystającym nieco brzuszkiem, tort był zrobiony od siebie dla siebie...
Już w kiwetniu jak wspomniałam we wpisie...pojawi się mały cud.
Spodziewamy się synka! Nie wierzyłam że to się wydarzy.
Mając wszystkie choroby które wykluczają mnie z "normlanego" zajścia w ciążę i po 5 latach razem nie wydarzyło się nic.
Po ślubie sami nie wiedzielismy że nasz mały człowiek zagości w naszym życiu, a i moje samopoczucie na to nie wskazywało.
Już dawno porzuciłam myśl o posiadaniu dziecka, robiąc milion testów ciążowych które zawsze były negatywne doszłam do wniosku, że
ja mam inną drogę przypisana na tym łez padole i że najwidoczniej nie posiadam predyspozycji..
I stwierdziłam że nie chce mieć dzieci, mój mąż chciał i byłam tego świadoma więc poszlismy na kompromis że jeśli mam się kłuć zastrzykami i chodzić do kliniki,
to najpierw niech da mi się rozwinąć zawodowo i żebyśmy mieli dobrze przygotowaną przyszłość pod dziecko (materialną, mieszkaniową).
Dajmy sobie 3-4 lata. I miałam zacząć rozwijać się zawodowo za granicą radziłam sobie o dziwo. Praca na kuchni z mega zdolmym kucharzem Polakiem.
Dużo sympatycznych ludzi z Niemiec, Polski i innych narodowości. Cieszyłam się że złapałam kontakt i język w miarę mi szedł ;)
W wolny dzień rozmawiałam z mamą o moich dolegliwosciach i stwerdziłam że warto przebadać sobie hormony i krew.
Pracę zaczełam w szczycie sezonu, poza tym po wszystkich turbulencjach życiowych byłłam zwyczajnie przemęczona ale i nakręcona, haha.
Oczywiście kobiece sprawy zrobiły sobie wolne ale na przestrzeni wielu lat miałam świadomość i wiedzę w zakresie swojego organizmu że tak sie już zdarzało.
Nawet w dniu ślubu wyszło śmiesznie, ale to inna historia :)
Więc nie przykładałam do tego wagi jakiejś szczególnie...ale moja mama która urodziła w swoim życiu 7 dzieci, mówi mi żebym poszła do apteki i zrobiła test...
Pierwszy raz z ręką na sercu miałam po prostu w głowie: "Po co? przecież będzie negatywny" i dosłownie pierwszy raz w życiu myślałam że tak będzie.
Bez dopowiadania sobie w głowie że wyjdzie negatywny a tak bardzi bym chciała zobaczyć upragnione dwie kreski...otóż nie,tym razem było że naprawdę to bez sensu i nie chcę tego robić...
Ale posłuchałam mądrej rady i później wszystko stało się jasne...
Szok, Placz, Przerażenie, Koniec Świata.
Tak to wyglądało w tamtej chwili...
Dojrzałam świadomie do tego kilka tygodni temu, że po prostu "Chcę" a nie "Trzeba".
Mimo niektórych dolegliwości i stresów staram się myśleć pozytywnie, aczkolwiek poród tuż tuż. Więc i strach jest, pomieszany z ekscytacją i chęcią zobaczenia tej pięknej istotki, która serwuje mi kopniaki całymi dniami i reaguje na każde głaskanie po brzuchu i tembr głosów mamy i taty.
J