Otaczała go cisza, delikatnie dotykała jego uszu.
Powieki przykrywała cienka, puszysta ciemność rozglegająca się między nim, a jego otoczeniem.
Tuż obok leżały słuchawki, z których wydobywał się ledwo dosłyszalny dźwięk.
Nie docierał do niego, on był z daleka od miejsca, w którym przebywał.
Jedyne światło, jakie docierało do jego pokoju, do niego, pochodziło od gwiazd.
Były ich miliony, ale on utkwił źrenice w jednej.
Wydawała mu się samotna, mimo ich ogromnej ilości.
Była mu bliska, pomimo ogromnej odległości.
Była dla niego wyjątkowa, choć nie tylko dla niego.
Była mu niezwykła, bo w tym samym momencie stanowiła centrum uwagi innego wzroku, innych myśli, całkowicie innej osobowości. Osoby mu bliskiej, odległej, samotnej, wyjątkowej.
Zupełnie innej, a mimo to tak bliskiej.
Nieznanej, a jednak ważnej.
Ich wzrok stanowił niewidoczną podporę dla odległej gwiazdy.
Wspólnie podtrzymywali ją przed upadkiem w czarną otchłań, przedłużali nadzieję.
Lecz mimo ich starań to siła grawitacji, nieodczuwalnego przywiązania, okazała się silniejsza.
Ich wspólny obiekt obserwacji nagle znikł, podsuwając im myśl, a właściwie życzenie.
Kolejna rzecz, która ich połączyła przed i po zamknięciu powiek.
Odpłynęli wspólnym statkiem wyobrażeń w kierunku tego samego portu.
Oby wiatr był im przychylny...
krótkie momenty układają się w całość!
komentarze mile widziane