Świat się zatrzymał, czas stanął w miejscu.
Ciemna, bezchmurna noc, pełna gwiazd.
Leżał nieruchomy, nieprzytomny.
Chciał odejść, bez pożegnania, podsumowania, wyjaśniania.
Samotnie, w ciszy.
Zagubił się w walce.
Przestał oczekiwać na jedyną szansę.
Poddał się, podjął ostateczną decyzję.
Chciał uciec, zacząć od początku.
Pragnął nowej, nadzwyczajnej normalności.
Chciał zapomnieć.
Nie miał odwagi, by przekazać to innym wprost.
Zamknął to w sobie.
Nie chciał zrozumienia.
Wiedział, że go nie otrzyma.
Zamknął ten rozdział, rozpoczął ostatni.
Skończył z nieprawdziwym światem, chciał poznać nowy.
Był gotów odejść, by nigdy nie wracać.
Zamknął oczy, otworzył się na jej głos.
Odziany w ciszę wysłuchiwał jej szeptu.
Czuł jej odbicie, przeznaczenie.
Przyszła tylko dla niego, była mu bliska.
Stworzona specjalnie tylko dla niego, wyjątkowa.
Cisza zagrała melodię jego życia.
Chwyciła go za dłoń.
Delikatnie dyktowała krok, tempo.
Czuł, że znał to.
Już kiedyś próbował, spoglądał w jej oczy.
Wtedy milczała, teraz przestała.
Byli gotowi.
Już prawie rano, świtało.
Zanużyli się w resztkach ciemności.
Wypełnili nicość tangiem.
Uciekali przed porankiem.
Stworzyli całość, nie byli już ułamkiem.
Zatańczyli po raz ostatni.
Bawili się w berka z klepsydrą.
Zgubilii samotność.
Tańczyli dopóki grała muzyka, dopóty świecił im księżyć.
Tańczyli ostatni raz na zgliszczach życia.
Jego świat właśnie się kończył.
Zatańczyli tango.
Dziś danse macabre był ich ostatnią randką.