Rumunia…. wam pewnie kojarzy się z jednym. A konkretnie z jednymi, czyli z żebrakami pałętającymi się po ulicach naszych metropolii. Dla mnie ten kraj to trzeci dom. Rumuńskie figurki, oszukany blond na włosach, ciorba i browarek o nazwie Ursus. Raj na ziemi. Mam tam rodzinę. Konkretnie takiego nieco dalszego wujka Adama w Oradei. Miejscowość leżąca tuż przy granicy z Węgrami. Rzut beretem praktycznie. Wsiadasz rano w auto i popołudniu jesteś na miejscu. Jak wybudują autostrady i Rumunia wejdzie do Schengen to już całkiem sielanka. Wujek mieszka w Rumunii od 20 lat. Ożenił się. No niby tak oczywiste, ale nie do końca. Wszak ożenił się z Włoszką Marią. Ona z kolei była córką ambasadora Italii w prowincji Timisoara. Była, bo rodzina Marii nienawidziła Polaków i tym samym wyrzekli się jej, gdy doszła ich wieść o zamążpójściu potajemnym córeczki. Już spieszę z tłumaczeniem. W Rumunii panuje przesąd, który nakazuje branie ślubu w tajemnicy przed najbliższą rodziną. W przeciwnym wypadku… 2 miesiące i kaput. Zwykło się więc zapraszać na tego typu uroczystości jedynie dalekich kuzynów z dziećmi. Kuzynek się nie zaprasza. A to jest spowodowane niedalekim sąsiedztwem muzułmańskiej Turcji i tamtejszymi wpływami. Jakże wielkimi dodajmy. Na miejscowych kupców rzecz jasna, a ci rozplewili tamtejsze zabobony, cóż. No i tak odkąd pamiętam co wakacje odwiedzałem swojego wujka. On niestety rzadko przyjeżdżał. Tak sobie ukochał tamten kraj. Dzieci nie miał. Dlategoż ilekroć do niego przyjeżdżałem, czekały na mnie super prezenty z rumuńskiej Ozety. Do dziś przechowuję je w graciarni na poddaszu i raz do roku wyciągam by się pobawić. Rumunię zwiedziłem wzdłuż i wszerz. Wujek pokazał mi cały ten piękny kraj. Zaszczepił połowiczną miłość do landu tegoż. Najbardziej podoba mi się Transylwania, ah ten zameczek, Drakuli jakby ktoś nie wiedział. Byłem tam czterokrotnie i za każdym razem miewałem koszmary, nawet do miesiąca czasu od owych wizyt. Naprzywoziłem suwenirów setki. Czosnki, papryczki, fajki i aerozole pieprzowe. Craiova, Brasom, Cluj-Napoca i magiczne Bucuresti – stolica. Tak, piękny Bukareszt. Miasto westchnień, miłości, pieniędzy, sławy, biedy i żalu. Tam wszystko jest. Pierwsze Tesco mieli już 15 lat temu, a kiedy takowe pojawiło się choćby w Niemczech? Oj, nie wiem. Nie o to chodzi. Ceny są wystrzałowe, produkty nieziemskie. Niech wspomnę tylko o cubuli i kebabcikach. Mniam. A i metro, sto razy lepsze mają od londyńskiego. Morze Czarne, piękne, szerokie plaże, wujciu pamiętam. Potężne Karpaty z trasą biegnącą powyżej 2000 metrów nad poziomem morza! Moldoveanu! Ohhhh. A kto kopał piłkę z chłopakami z Oradei, wie co to znaczy kurtyzanka. Hahaha. Salut! Si mai informat! Ne dam seama ca Agentia!