Niebo zamarzło.
Zmarzłem w uszki i rączki. Ale nie w nóżki, bo na nogach mam nowe Glany Do Miażdżenia Kości Skurwysynów z Dodatkowymi Okuciami (wszelkie prawa zastrzeżone) więc w nóżki nie zmarzłem. A stare glany zgodnie z CZYIMŚ pomysłem stoją sobie u mnie na półce, nadając znajomemu pokojowi zupełnie nowy, monumentalnie mroczny i lekko śmierdzący wymiar. Będę w nich hodować grzyby.
A teraz grzeję się obleśnie rozwalony przed kompem w obleśnie zielonych wełnianych skarpetach, i z wyrazem obleśnego obrzydzenia na twarzy i uzupełniam zapas gęsto upakowanych wewnątrz mnie małych pakiecików nienawiści na każdą okazję.
Wszyscy ludzie są właściwie tacy sami. Składają się z wielu, wielu takich swoich komponentów, które u wszystkich są jednakowe. Każdy jednakowo kocha, i każdy mógłby się podpisać pod każdą dobrą poezją o miłości, każdy ma takie same rodzaje nienawiści, wachań, szaleństwa i ukrytego egoizmu. Od nas tylko zależy jacy będziemy, i które z tych kawałków nas odsuniemy na dalszy plan, a które będziemy pielęgnować. Ludzie są zbiorami takich samych, ale różnie ułożonych klocków. Które sami mogą układać.
Przemyślenia głębokie, jak niejedno gardło. Mam to gdzieś, to mój wpis i będzie tak zjebany jak tylko mi się podoba.
Jest taka osoba, która jednym zdaniem może zamienić życie w piekło, a drugim w niebo. Dla której się żyje. Taka, której słowa analizuje się o trzeciej w nocy, wciąż widząc przed oczami twarz i słysząc głos.
Nie wrzucę piosenki. Nikt nie słucha moich piosenek. Nikt nie chce pożyczyć moich płyt. Moje piosenki są tylko moje.
Mam dość. Wszystko jest zbyt wielkie, ochydne i przerażająco dziwne.
Papatki. :*