Feminizm w czystej postaci, czyli tak się niszczymy na imprezach.
Z jakiegoś powodu lubimy, a może nawet pragniemy wracać do punktów wyjściowych. Próbujemy żyć bez uczuć i tylko dobrze się bawić. Potem wracamy do normalności. Siadamy w tej samej ławce i jesteśmy zwyczajnymi przyjaciółmi. I tylko czasem, zdecydowanie za często czuję, że coś w moim serduszku pęka, ale potem zagłuszam to i bawimy się dalej. Pragnę więcej ciebie i nie umiem tego zmienić.
Skończylam kontakt z pewnym długowłosym panem. Bo jestem popierdolona. Bo robię wszystko by komplikować sobie życie. Bo dążę do utopijnych pragnień, próbuję zmienić świat nie potrafiąc zmienić samej siebie.
I nie wiem jak bardzo mój mózg jest zjebany, ale nic mnie nie cieszy jak te noce na imprezach opartych na zaliczaniu. Tylko teraz juz nie chodzi o kogokolwiek. Teraz ma być to niebieskooki pan. Bo tak. Bo lubię. Bo jak mówilam jestem popierdolona, bo przecież wiem że nic więcej niż przyjaźń nie będzie nas łączyć.
Ale co tam, niech żyje hedonizm, prawda?