Nie wiem czemu tak mnie to wszystko boli. Nawet każdy głupi komentarz na facebooku zaczyna mnie drażnić. Takie pierdoły, które nie maja najmniejszego znaczenia wywołją u mnie niepohamowany smutek i żal. A goryczy mam w sobie ostatnio zbyt wiele.
Straciłam siły. Nie mam już tej energi, która pozwalała mi udawać, iż jest w porządku. Nawet przy tobie nie do końca wychodzi mi uśmiechanie się- a przecież udawało ci się wywoływać u mnie radość.
Za 150 pare dni mam maturę a nie robię nic. Leżę zamknięta w czterech ścianach, otoczona iluzją ciepła i szczęścia. A potem by zabić dreszcze i poskromić zjazdy załatwiam się gorzej i gorzej. I przestaję liczyć na lepsze jutro. I czuję, że ostatecznie kieruję się w złą stronę.
Może zadzwoniłbym do ciebie z budki
Mówiąc, że zależy mi na tobie i jestem smutny
i stoję na dole z flaszką wódki
Wziąłbym łyka i o nic nie pytał
Pocałowałbym cię w usta, by poczuć smak życia
Odwrócił się, przyłożył sobie lufę do skroni
Gdyby miało nie być jutra tak właśnie bym zrobił
I jeszcze wcześniej łyknąłbym trochę Valium
I przegrał resztę hajsu
I do jutra byłbym martwy i kurwa przyrzekam
Chyba to zrobię, bo jutro nic mnie nie czeka