"Jaki dzień w moim życiu był najpiękniejszy? To nie był dzień, to była noc." -Brigitte Bardot
Jakiż ten cytat jest prawdziwy. Wciąż wracam myślami do moich pragnień. Zawalam wszystko przez to; przez to, iż jestem idiotką. Boli mnie, że wszystko się kończy Marzę by być z kimś kogo mam blisko siebie a jednak jest nieosiągalny. To żałosne, wiem o tym lecz n ie potragię zmienić swojego podejścia.
Coś się zmieniło. Nigdy nie byłam ani piękna, ani...nie miałam tego co powinnam mieć w sobie. Jednak nie cierpiałam z samotności. Udowadnialam sobie wszystko imprezami. Czułam się dobrze gdy wyrywałam lepszych kolesi niż ładniejsze koleżanki. Jeśli postawiłam sobie cel, któyś z panów przystojnych był mój tej nocy. Potem miałam wyjebane. Potem zrywałam kontakt, wkurzałam się gdy któryś z tych kolesi chciał się umawiać, pisał, dzwonił, cokolwiek. To była jedna noc, wystarczało. Tak było dobrze.
Teraz? Zrealizowałam cel zaliczenia i chcę więcej. Nie potrafię nie myśleć o nim. Dlaczego? Dlaczego nie może być prościej? Dlaczego nie mogą cieszyć mnie pocałunki obcych? Dlaczego pragnę tylko jego?
Cieszy mnie każda jego wiadomość, każda wspólna chwila; przecież wcale nie jest ich mało. Ale chcę czegoś....
Hej; miałyśmy być sukami bez uczuć, pamiętacie jeszcze? Skąd we mnie zakochanie?
Źle się czuję, kiedy jem. Nie piję prawie, nie mogę wmusić w siebie wódki. Na imprezach piję symolicznie. Wymiotuję gdy muszę zjeść obiad w domu. Nie mogę wyzdrowieć. Ciągle coś jest nie tak. Ile to jeszcze będzie trwać?
Nie mam nic poza lekami i papierosami.
Znów samobójcza próba
Siedzę za kierownicą, na liczniku stówa
Spoglądam na zegarek;
wybiła już druga
Jutro do ciebie zadzwonią, że znaleźli trupa
http://www.youtube.com/watch?v=aMjPT6s2e7s