Przeglądam zdjęcia z festiwalu i dalej mnie nosi jak ich widzę.
Rany.
Naprawdę mnie kupili. Szkoda, że na zdjęciach z festiwalu są głównie ci najmłodsi i dziewczęta. Ale w sumie na dwanaście zdjęć naszego zespołu na sześciu jest Karolina, także no. Fotograf był wybredny.
I oczywiście nigdzie tego zespołu w internetach nie mogę znaleźć. I znów gdybam i pluję sobie w brodę. Bo przecież uśmiechnąć się i zagadać to takie proste.
A jednocześnie najtrudniejsze na świecie.
Meh.
Wyszłam dzisiaj z pracy o 17, a o 17.30 już byłam w domu na Krzyckiej. To było naprawdę wspaniałe uczucie, świadomość, że niebawem to będzie normalne (no chyba, że znów nam dowalą rzeczy i wróci siedzenie po godzinach). Nadal nie wiem, czy już w sierpniu, czy dopiero we wrześniu uda mi się przeprowadzić.
Ale mam ładną kuchnię, która już czeka na ostatnie szlify. I łazienkę, która czeka na tych szlifów trochę więcej. I czekam, aż przyjdą podłogi. I muszę zamówić szafę. I jakieś pół miliona innych rzeczy ogarnąć i kupić...
Śmiesznie, czcionka, której używam tu od lat, to Georgia. Przypadek? xD