Jeszcze kilka lat temu myślałam, że mając 27 lat będę miała męża i dzieci.
Mam za to dobrą pracę i kredyt na mieszkanie z tarasem. I wielkie plany podróżnicze na następne dwa lata, gdy urządzimy mieszkanie, udźwignę raty kredytu i uda mi się odłożyć pieniądze.
Rozłożyła mnie choroba. I niby płuca czyste i gardło też, ale czuję się fatalnie.
I modlę się, żeby do poniedziałku poczuć się lepiej, bo ile można. Cały urlop przechorować i jeszcze zwolnienie musieć brać? Oby nie.
Czytam dobre książki ("Opowieści z mekhańskiego pogranicza" Roberta Wegnera, POLECAM), śpię, oglądam z Sonią programy. Już jestem zmęczona tym chorowaniem. I sama sobie wywróżyłam, że chora będę, jak wezmę wolne :P
A miałam być na Liveconie. Miała być impreza urodzinowa w klimacie New Age. I miałam ubrać kimono, a we włosy wpiąć kanzashi z kwiatami śliwy - specjalnie zrobiłam, bo to motyw na luty.
Meh.