Bardzo dobry koncert, niesamowita energia, emocje i ten bas <3 (klata basisty w sumie też <3).
Fanta, Fanta i po Fancie - wyszło dobrze, ale i tak kwasy, i tak dopierdalactwo, i tak zniechęcenie.
Gdyby nie sobotnia noc spędzona na rozmowach z Sosem na ławce przy drodze na fort to bym czuła chyba całkowitą stratę czasu, zdrowia i energii. Odpoczęłam (o dziwo) w ciągu dwóch dni w Warszawie.
Nie nadaję się do robienia larpów. Dobrze mi idzie bycie "przynieś-wynieś-pozamiataj", ale za bardzo się przejmuję i wciąż biorę wszystko do siebie - co zdumiewające, bo byłam pewna, że dawno mi przeszło.
I smutno bardzo, gdy czekasz cały rok, żeby znów wrócić w to jedno miejsce, bo tak strasznie za nim tęsknisz, a gdy przyjeżdżasz okazuje się, że ta tęsknota dławi cię dalej, właściwie jeszcze bardziej. I uświadamiasz sobie, że już od dawna nie tęsknisz za miejscem, a za uczuciami i emocjami, które w nim przeżywałeś.
Jak ja bym chciała wrócić do tych uczuć i emocji.
Nie wiadomo kiedy zrobił się czerwiec, za prawie dwa miesiące Livecon - będę leżeć i odpoczywać. Pić piwo, czytać książki, rozmawiać z ludźmi. I może parzyć herbatę na przyjęciu u Walleta, ale nie matchę, bo nie mam dobrej i nie chce mi się chyba kupować (jak na razie).
Zgubiłam telefon, jakiś pan go znalazł i obiecał odesłać (paczka jeszcze nie przyszła, więc nie wiem, czy olał, czy poczta ten złom zgubiła), ale poinformował, że jest uszkodzony i dotyk nie działa.
Poszłam więc do Playa, wzięłam abonament z telefonem i mam teraz nowego burżujskiego Koreańczyka. Jeszcze muszę go trochę spersonalizować bardziej (Marta jak go dorwała to od razu ustawiła mu motyw z BEASTami, "no bo skośnych znalazłam, to masz"), nadać mu jakieś imię i kupić obudowę i szybkę, bo wątpię, żeby był tak odporny na upadki jak Nokia.
Nie mam za to numerów do ludzi, ale bardzo się nie przejmuję. Jak ktoś będzie chciał, to się ze mną skontaktuje. (Gorzej, jak to ja będę potrzebować do kogoś numeru :P)
Martwi mnie za to fakt, że zgubiłam mp-trójkę. Byłam pewna, że przed wyjazdem na Fantę zostawiłam ją gdzieś na wierzchu, ale jak wróciłam, to jej nie znalazłam nigdzie. I nadal nie wiem, gdzie jest.
Smutek mocno, bo z telefonu się słabo słucha, jest mało wygodny, bo duży i ciągle się boję, że mi wyleci z ręki albo z kieszeni.
Przez ten durny telefon zapomniałam w czwartek rano iść do endokrynologa, bo przecież przypomnienie przychodzi smsem. Mam nadzieję, że mnie lekarz przyjmie w przyszłym tygodniu, albo chociaż wyznaczy dodatkową wizytę. Cokolwiek.
A za tydzień spotkanie pofantazjadowe orgów i w międzyczasie firmowy piknik, na który chcę iść, bo chcę się pointegrować z nowymi chłopakami z teamów obok, bo są spoko. Mateusz zawsze zagaduje i ciągle mi mówi "na zdrowie", jak kicham, czyli jakieś pół setki razy dziennie. Werka mnie wczoraj rozwaliła pytając, czy mi się podoba. Ach, plotki, ploteczki. Czasem wystarczy tylko wyjść z kim razem na lunch. Michała lubię, bo jest bardzo miły i zawsze się do mnie uśmiecha. I wcale nie przeszkadza to, że jest przystojny :P