Smutek, że mnie nie było oficjalnie.
Dziwnie mi tak jakoś. Pusto. W głowie nadal się kręci, ale coraz mniej i nie czuję się taka zmordowana i bezsilna. Jestem dobrej myśli, do jutro powinno być dobrze.
Zastanawiam się nad udziałem w The Third Side - larpie o cywilach w trakcie wojny. Survival, survivalem, przeżyło się niejeden, zatem fizyczne utrudnienia mnie nie martwią. Zastanawiam się tylko na ile jestem silna psychicznie i myślę, że to dobra okazja, żeby się sprawdzić. Bo nikt z nas nie wie, jak zachowałby się w danej sytuacji.
"Tyle o nas wiemy, ile nas sprawdzono".
Inn powiedział, że przytrzyma mi miejsce, gdzieś w środku czuję, że w sumie to chyba zdecydowałam podjąć ryzyko. Ale kompletnie nie wiem, co wpisać w formularzu zgłoszeniowym, bo skąd mogę wiedzieć, co wojna by ze mną zrobiła?
No i po spojrzeniu w kalendarz okazuje się, że deklarowałam poprowadzenie warsztatów tanecznych na Dniach Fantastyki.
Poza tym nie chcę podejmować decyzji na fali polarpowej depresji.
Meh.
Sosu obiecał, że mnie dziś odwiedzi :) W sumie poznałam go dopiero ostatnio (co aż dziwne zważywszy, że larpuje od dawna) i nawet nie wiedziałam, że to taki sympatyczny człowiek.
No i Kris też mówił, że chętnie wpadnie na herbatkę.
Mam nadzieję, że któryś dotrzyma słowa, bo siedzenie samej mnie dobija. Ale chyba dziś wyjdę na jakieś zakupy w końcu.
Chyba powieszę sobie tablicę Libaviusa przy biurku w pracy.