Mój zeszyt ze wszelkimi ważnymi notatkami do pracy, jeszcze na irlandzkim biurku.
Co prawda na razie nie bardzo z niego korzystam, bo nie potrzebuję, ale się przyda, gdy będziemy się wymieniać procesami.
Dwa procesy już robię na żywo, został jeszcze jeden z tych, które mam przydzielone w tej chwili. Przydałoby się coś jeszcze, bo mało.
Nie wchodzę tu i nie piszę, bo właściwie nic się dzieje.
Przecież nie będę się żalić, że chciałam w ramach prezentu zmienić telefonowi folię na nową i zepsułam, bo ją wybrudziłam :/ teraz muszę kupić nową, meh.
Spokojny weekend w domu, odwiedziłam lekarza (następna - i chyba tym razem ostatnia - wizyta 1 lutego).
Uszyłam kieckę, halkę (do poprawki, bo wyszedł namiot) i dango dla Seomin, na prezent dla jej przyjaciółki. Tatuś zapakował, a brat zgodził się wysłać, także spokojnie mogę jechać jutro, prosto do pracy :)
Porypany sen miałam dzisiaj (cóż za nowość od ostatnich kilku miesięcy ;P), śniło mi się, że umarła osoba, która kiedyś bardzo wiele dla mnie znaczyła. I w sumie było mi bardzo smutno - bo prawie zawsze smutno, gdy ktoś umiera (no chyba, że to jakiś zbrodniarz, wtedy nie jest smutno). I nawet naszła mnie myśli, czy by się z tą osobą nie skontaktować i zapytać, czy wszystko w porządku. Reakcja Rozumu była natychmiastowa: usłyszałam w głowie "chyba cię popierdoliło" i Serce szybko zrezygnowało zalane falą wspomnień tych wszystkich złych i niesprawiedliwych słów, których nie da się odwrócić, a które na zawsze pozostawiają ślady.
Niemniej, mam nadzieję, że ta osoba (i kilka innych w sumie) ma się dobrze, jest zdrowa i szczęśliwa, i znudziło się jej oczernianie i wylewanie złości na osoby, które skoczyłyby za nią w ogień.
Ja w sumie chyba nadal bym skoczyła, choć może z większym wahaniem.
No.
A tak w ogóle to strasznie tęsknię za tańcem, aż mi się płakać chce.
Ale nie wrócę na Kalinę. Nie chcę płakać jeszcze bardziej.
No i skoro nie skończyłam jako tancerka Śląska, to chyba jednak nie zostałam do tego powołana (choć taniec kocham mocno, tak czy siak).