Baldzioch w moim ulubionym sweterku (który mi sięga do kolan). Pachniał dymem karmelowym, dopóki go nie wyprałam.
Chodzi mi od rana po głowie wiersz Małgorzaty Hillar:
My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów
Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi
Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami
Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami
Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości
Myślę, że to także wiersz o mnie.
Zasłaniam się szyciem (skończyłam wszystko!), sprzątaniem, książkami, dramami, planami na przyszłość i czym tylko się da, żeby nie myśleć i nie wyobrażać sobie. Bo kobiety są przecież mistrzyniami w wyobrażaniu sobie.
Rozpaczliwie próbuję jak najszybciej odbudować mur, który zdaje się podświadomie budowałam przez ostatnie trzy lata, bo tak jest bezpieczniej i łatwiej.
Mówię sobie, że "to przejdzie, jak zwykle" i powtarzam to sobie sto, tysiąc, milion razy.
Mówię sobie "bzdura, bez znaczenia", zaciskam zęby i wzruszam ramionami, bo przecież nie jestem głupia i wiem, że to do niczego nie prowadzi.
A potem nie mogę spać, uparcie przypominając sobie uścisk jego silnych ramion, dotyk jego dłoni na moich plecach i uczucie bezgranicznego spokoju i bezpieczeństwa przy kimś, kogo prawie w ogóle nie znam. Kimś, na kogo spojrzałam i postanowiłam trzymać się z daleka, bo przecież od razu widać, że to bajerant i płytki dupek, który ocenia laski w dziesięciostopniowej skali wg wyglądu.
I przypominam sobie spojrzenia, rozmowy, zachowanie, głupie teksty, i dociera do mnie, że wcale nie jest taki płytki, że może po prostu się asekuruje, bo przecież jest taki zajebisty, nie może okazać mi zainteresowania, bo na kogo by wyszedł?
I wiem, że to wszystko było prawdziwe, pytanie tylko, jakie właściwie ma znaczenie?
I znów wmawiam sobie, że żadne, że po prostu rozrywka na weekend, bo coś trzeba w życiu robić, żeby się odbić od szarej codzienności i w końcu udaje mi się zasnąć.
Wszystko w porządku, żeby nie było; nie mam kryzysu. Przespałam wreszcie spokojnie całą noc. Po prostu chodziły mi po głowie takie myśli, które chciałam zapisać.
Ale czekolada nadal mi nie smakuje.
20.20.