Moja filiżanka w trakcie produkcji, po pierwszym wypale :) Podpisana, żeby było wiadomo, kto robił ;P Obecnie ma turkusowy kolor na zewnątrz i podkreślony ceramiczny wewnątrz i piję z niej herbatkę :)
Dzień w podróży i w wielu sklepach :P
Najpierw pojechałam z Sonią do Legnicy odebrać nowy paszport. Przy okazji oczywiście połaziłyśmy po sklepach, bo jakże by inaczej :P Szukałam materiału na spodnie, ale zamiast tego kupiłam sobie piling, szamponetkę (hebanowa czerń, granatowej nie było, więc nie będzie niebiesko-zielonych włosów tym razem ;P) i dorwałam przypadkiem wcierkę Jantar, więc wzięłam bez wahania. Zdaje się, że pojadę znów do Legnicy w piątek, to kupię drugą dla Edyty, na jej problemy z włosami powinna być idealna.
Wróciłam do domu, napisałam akapit pracy (zaraz jeszcze sprawdzę, czy to odpowiednio brzmi, bo pisałam może z trzy minuty) o tych nieszczęsnych powierzchniach trendu (co w sumie nie jest takie trudne, potrzebowałam tylko dużo czasu, żeby sobie wszystko ułożyć w głowie) i pojechałam z tatą odwieźć mamę na lotnisko, bo leciała na szkolenie. No i pojechaliśmy jeszcze do centrum, bo tato szukał butów. Niestety, nic nie znaleźliśmy, ale kupiłam sobie (no, właściwie tato mi kupił, bo nie miałam drobnych ;P) sznurówki do treków, bo mi się bardzo przetarły stare. Poszliśmy jeszcze na lody i do domu.
A po powrocie poćwiczyłam sobie callanetics, wczoraj nie znalazłam czasu i mocy na to. Myślę, że prawdopodobnie znalazłam ćwiczenia dla siebie, nie męczą, nie obciążają kręgosłupa i bardzo uspokajają. Przy niektórych prawie przysypiam :D Mam nadzieję, że nie stracę zapału.
Zajrzę jeszcze do swojej pracy, może coś ogarnę i spać.
22.22.