od tygoddnia prowadze wlasny dziennik odchudzania, namacalny, zeszytowy. ale wiecie co? nie staram sie tak jak staralam sie bedac tutaj z wami te miesiace temu.
moje najdluzsze wakacje zycia doprowadzily mnie do najwiekszej porazki w zyciu. jeszcze nigdy tak duzo nie wazylam. ciagle melanze, chlanie alkoholu na umor, wszystko poszlo w brzuch dupe i reszte ciała. nie moge na siebie patrzec:c jak pomysle ze jeszcze niedawno wazylam 61kg to mnie szlag trafia ze sie znow zapuscilam..
jutro sie waze po rownym tygodniu diety". oby chociaz troszke spadła , zebym miala jakis pierwszy krok, motywacje..takiego kopa, że warto, że wszystko sie oplaca . wtedy dam z siebie jak najwiecej!
za 2tygodnie zaczynam studia. wlasne mieszkanie, nowe zycie, znajomosci, miasto. troche sie boje, ale jakos to bedzie.
chce byc chuda. cholernie.
jak patrze na te patyczaki to z jednej strony cieknie mi slinka na nie, a z drugiej strony chce je zabic bo nie jestem taka jak one.
trzymajcie kciuki