Wybiegłam na korytarz za tym małym rudzielcem. "No i gdzie to polazło?"
Szłam na przód, przedzierając się przez tłum ludzi, próbując przekonać siebie, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Co z tego, że wyszłam z tego cholernego pubu?! Nie jest moją matką, żebym musiała mówić jej gdzie i z kim jestem!
W oddali mignął mi gdzieś pomarańczowy łepek. Chciałam zawołać ale coś szarpnęło mnie z tylu za ramię i odwróciło w przeciwną stronę.
- Alex... - stał przede mną najpiękniejszy mężczyzna jakiego świat widział.
- Cześć mała - szepnął w moją szyję, a moje kolana prawie ugięły się na te proste słowa.
- Przed chwilą mijała mnie Kate. Co ja mówię prawie mnie staranowała.
- Aaa... - zrobiłam zrezygnowaną, cierpiętniczą minę - pokłóciłyśmy się.
No proszę. Podziałało.
Ujął moją twarz w dłonie i przysunął się bliżej, podczas gdy ja i tak już ledwo trzymałam pion.
- Co się stało? - mmm... ach tak! Miałam odpowiedzieć... ale... po co? Jeszcze trochę popatrzę... - Kotku?
- Uch. - jęknęłam wściekła, że nawet nieobecna potrafi zepsuć atmosferę! - Ma do mnie pretensje, że zostawiłam ją w pubie!
- No... to jakby moja wina - uśmiechnął się zadziornie - wyjaśnij jej to.
- Próbowałam. Nie chce ze mną gadać. - westchnęłam spuszczając głowę.
- Będzie dobrze. - powiedział unosząc mój podbródek, żeby mnie pocałować.
Zastygłam tak niezdolna wykonać żadnego ruchu. Niebo...
Kiedy zadzwonił dzwonek cmoknął mnie jeszcze w czoło i czubek nosa, po czym zniknął, a do mnie powróciła frustracja w całej swojej mocy.
Co ja właściwie miałam zrobić? ...no tak. Szukać jaśnie księżnej Kate.
Ruszyłam żwawym krokiem pod klasę, pomagając sobie łokciami i spychając z drogi tych co się napatoczyli. I poczułam... lawendę. Lawendę i to... i to coś. Coś co czułam wtedy na boisku! Czego nie umiałam nazwać, ale było wręcz hipnotyzujące.
Stanęłam na środku korytarza, lustrując jak idiotka wszystkich wokół mnie, próbując dopasować zapach do którejkolwiek twarzy.
Po chwili jednak zapach się ulotnił.
"Kim jesteś?"
Zaintrygowało mnie to. Bardzo.
- Panno Alice, nie zaszczycisz nas dziś obecnością na lekcji? - dostrzegłam mijającego mnie nauczyciela. Zacisnęłam pięści.
- Już idę panie profesorze.
* * *
Siedząc w ławce, myślami błądziłam gdzieś daleko. Co się właściwie stało takiego, że osoba obok mnie, nagle stała się taka uciążliwa. Zbędna.
Kątem oka spojrzałam na pilnie notującą w zeszycie Kate. Jej ogniste włosy opadły na blade policzki. Wzrok wbity był w gładką powierzchnię papieru, który zalewała potokiem słów. Litera po literze. Długopis wpijała w kartkę tak mocno, że mogłabym przysiąc iż zaraz zrobi w niej dziurę.
Brwi zmarszczyła, ni to w skupieniu, ni to w zatroskaniu, a jej dolna warga była lekko wydęta.
Westchnęła.
I wyczuć można by w tym wydychanym powietrzu namacalne prawie przygnębienie.
Oczy miała przygasłe. Skórę bez rumieńców.
Zrobiło mi się wstyd. Bo doskonale wiedziałam kto jej to zrobił.
Uświadomiłam sobie właśnie, że nie tylko ją olałam w tym przeklętym pubie (pomijam w ogóle fakt, że gdyby nie ona, między mną i Alexem do niczego by nie doszło), ale dosłownie przed chwilą, wykorzystałam naszą kłótnię, żeby przymilić się chłopakowi!
Zrobiłam z siebie przed nim ofiarę! Gdzie ja miałam mózg?!
Pierwszy raz pomyślałam o jej punkcie widzenia... i jeszcze nigdy nie czułam się tak podle jak w tej chwili.
''Cholera jasna, Alice. Jak możesz być taką zdzirą?''
Co ja teraz miałam zrobić?
Nie będzie chciała słuchać jeśli się odezwę. Milczeć też nie mogę...
Siedziałam tak jak idiotka, struta i bazsilna wobec własnej głupoty. Brawo Alice Earn.
Miałam wrzucić od razu po poprzedniej ale okoliczności sprawiły, że nie miałąm do tego głowy. Przepraszam i obiecuję poprawę ;)
pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość i wytrwałe czytanie buziole