Zadzwonił dzwonek i na boisku zrobiło się tłoczno.
- Dobrze się czujesz? - trącił mnie ktoś łokciem i położył rękę na ramieniu.
- Nie twój interes - rzuciłam ozięble strącając rękę chłopaka z barku.
Wciąż patrząc przed siebie, kątem oka, dostrzegłam jak unosi w pokojowym geście dłonie i poczułam... jego zapach.
Znajomy zapach.
Lawenda i... i coś... coś czego nie mogłam skojarzyć, ale co działało jak...
Jak...
Kurde!
Benzyna... whisky... kubańskie cygara...
Mięta... pomarańcza...
Przez mój umysł przemknęło milion skojarzeń, ale żadne nie oddawało specyfiki tego zapachu.
Najgorsze jednak było poczucie, że kiedyś już czułam ten zapach...
Odwróciłam się, ale wokół mnie był już tylko bezosobowy tłum...
Narazie tyle.
Bałam się strasznie wrzucenia tego fragmentu, bo troche mi komplikuje fabułę.
Mam nadzieję, że pisząc dalej jakoś uda mi się to zgrabnie rozwiązać ;]
Póki co, nie wiem jeszcze kiedy wrzuce następne części. Bo idzie mi jak k*rwie w deszcz ;p
Pozdrawiam