W ciszy i w zachwycie, w chwilowym nocnym niebycie. Gdy zbyt ciężki jest oddech i cień jakby dłuższy. Napisy końcowe i drżenie dłoni. Jeszcze chwila, jeszcze moment, chwilę tą przedłużyć należy, nagle jakby wstyd, jakby jakaś niemoc ogarnęła moją głowę. Żrenice w źrenice, lecz droga jeszcze daleka przed nami, nagle szczyt, mojej siły, Himalaje i cisza cały ten nocny zgiełk przerywa. Morze i oczy w kolorze coca coli. Po raz kolejny, poranek, gonię ulicami miasta, w dłoni ściskam przepustkę do końca świata. Gonię, choć w miejscu stoję. Wiatr kołysze się w takt. Dziś jestem na tak. Nie obchodzi Cię to, jesteś tak daleko, nadajesz swemu życiu bieg. Zmieniasz klimat, zmieniasz zdanie, masz już dystans. Patrzysz jak patrzę, sponad tłumu, morza głów, oceanów. Chłód ogarnia całe moje ciało, mam już dreszcze. Więcej myśli w głowie pewnie już nie pomieszczę. Teraz głośno, coraz głośniej, ledwie słyszę swoje własne słowa. Przekrzykuję Twoje myśli. Teraz cisza, trochę inna, ostatnie szumy rozmów, ostatnie zdania. Później znowu Twoje oczy, mniej niż sekunda, porywasz mnie tym jednym ze swoich gangsterskich spojrzeń.
On wpływowy i bogaty, był gentelemenem, cóż to znaczy przy tym kim jesteś Ty.
Tyle mówisz o ludzkim sercu wiesz, że bywa zmienne. Ktoś zastąpił moje miejsce, wiem.
To czym jedni gardzą - dla innych grą wartą świeczki.
Przecież jedynym sposobem na przezwyciężenie wszystkich pokus...jest podporządkowanie się im.
Why don't you talk to me?
I'm standin here alone
I know youll never phone
Why don't you talk to me?