Edyta Bartosiewicz- Opowieść, szare oczy Lucka, zapach deszczu i zmarznięte palce.
Jesień, jesień, czuję jesień w kościach. Kocham jesień. I kocham sposób, w jaki właśnie zaczyna się zakradać, takimi małymi kroczkami. Zimne poranki, pierwsze deszczowe dni, kilka suchych liści pod stopami i uwielbiany przeze mnie absolutnie zapach dymu (palona trawa, prawda, Anno? ). Jesień, jesień, chodź tu do mnie koniecznie. (zrobię w końcu Karinie megasesję, w parku, w słońcu i 'spadniętych' liściach
)
Powolutku wciągam się w nastrój matury. Pierwsze fakultety z fizyki- zaliczone. Plany dotyczące matematyki- zrobione, na dniach zaczną się realizować.
Polski-ustna już odrobinkę przemyślany, aczkolwiek potrzebna jeszcze konsultacja z polonistką, cobym się nie wkopała trochę (w Dantego, chociaż jego wizja byłaby mi cholernie potrzebna jako nieco szokująca opozycja dla mojej ukochanej, nieco bardziej szokującej wizji, sick sick, przeboleję )
Angielski uważam za przyjemny dodatek. Damy radę.
Jeśli o current affairs chodzi, to przypadła mi dzisiaj niezbyt wdzięczna rola bycia automatycznym hamulcem ręcznym (strasznie lubię hamulec pomocniczy ). Jeżdżenie ze mną odgrywającą rolę pasażera na przednim siedzeniu może bywać irytujące, bo ja z tym hamulcem to mam trochę taką obsesję (czuję autentyczny dyskomfort, jak mi się auto tak samo z siebie cofa). Okładanie po łapach i groźne spojrzenia nic nie dają (skutkuje jedynie 'dali mi banana', ale to temat na inną piosenkę... tfu! NOTKĘ)
Ogólnie dzień... a właściwie ta jedna jedyna godzina, tuż po szkole, to wyjęta z rzeczywistości totalnie. Zaczęło się od 'ależ mamy szczęście', a skończyło... no, to, jak się skończyło, pozostanie między tak zwanymi wtajemniczonymi. Ale cóż by nie powiedzieć- banany na twarzy były
Sobie lubię popisać, jak mam milion ważniejszych rzeczy do zrobienia...
Inni zdjęcia: farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24