Są bezwarunkowe. Bezwarunkowo kochają, ufają, trwają. Każdy jest piękny i cudowny. Kocham je. (i mam nadzieję, że żaden nie odgryzie moich paluchów, które tak bardzo kochają ich sierść)
Są, cholera, sprawy, za które się nie przeprasza, bo można w zęby dostać. Jak się powie 'a', to naturalnie trzeba powiedzieć 'b', nie to całe, pieprzone 'przepraszam'. 'Przepraszam' nie jest lekiem na całe zło, więc albo robisz coś od początku do końca dobrze i wszystko 'cacy', albo od początku do końca źle i siedzisz cicho. 'Przepraszam' nie sprawi, że przestanę krzyczeć, wściekle kopać w drzwi i rzucać przypadkowymi przedmiotami. Dobrymi intencjami wybrukowane jest królestwo Lampki (bullshit). Zrób coś w końcu.
Za dużo angstu i absyntowych opowieści, za dużo Deana Winchestera i za dużo sytuacji, które wcale nie ułatwiają mi wypełniania mojego malutkiego postanowienia pod tytułem 'nie klnij jak szewc 24/7'.
I znowu chęć trzaśnięcia drzwiami Impali (na prawo od kierowcy). Jakieś Led Zeppelin, Metallica czy Motorhead, słońce już za horyzontem, wygodne buty, uśmiech na wspomnienie zawartości bagażnika, telefon w sprawie 11-2-83 i jeden cel.
Mieć przez chwilę tylko jeden cel, czysty umysł i zupełnie pustą drogę przed kołami Chevroleta.