Jestem dziś w przecudnym nastroju.
Jutro występuję w roli pasażera na przednim siedzeniu- wybornie, będę miała okazję wysiąść i trzasnąć komuś w pysk, kiedy usłyszę trąbienie i krzyki (a usłyszę na pewno, bo przecież wszystkim będzie się spieszyć, żeby zająć miejsce jak najbliżej cmentarza, nie?). Wyjdę też z siebie i stanę obok, jak usłyszę jakie to brzydkie kwiaty postawili, co za dziwny znicz, czemu jest tak ciepło (w domyśle: moje piękne futro zostało w domu), a w ogóle to ona się tak prowadza z tym swoim, a dopiero co rozwód wzięła...
Wyłączam się jutro. Wbijam wzrok w nagrobek, wyłączam słuch i nastawiam myśli na mój osobisty kanał, szukając spokoju.
3 lata.
Czas zapieprza jak szalony. Byłoby 21., P.
Czuję frustrującą bezsilność.