Dzisiejszego popołudnia, kiedy pogrążona w 'Zaćmieniu' leżałam na pościelonym łóżku, zapatrzona w widok za oknem, gdzie mój dom, nasz dom otaczała zwykła codzienność. Tu dzieciaki biegają jak oparzone wokół drzew, tu wisi sobie pranie w ogródku, tam gdzieś szczekają sobie pieseczki... Zdałam sobie sprawę z tego, że chyba niie potrafiłabym odejść stąd, wyprowadzić się tak na dobre. To niby zwykłe widoki, a jednak tyle znaczą. Zawsze irytował mnie ten widok z mojego okna, gdzie widoczny jest ten skrawek obory. Pierwsze, co mi się przypomina przez ten widok, to te kilka lat spędzonych na wsi u dziadków, ogromna gospodarka, krowy i konie, kury i świnie. To takie niesamowite, że właśnie takie wakacje lubiłam najbardziej. Niczym sie nie przejmowałam, nawet tym, że wrócę po wakacjach do szkoły. Uwielbiałam wstawać o 6 rano i iść z Wojtkiem nakarmić konie, krowy i kury. Albo jak babcia mówi do nas "jedziecie z nami wydoić krowy?" Oczywiście było to pytanie, na które nie potrzebna była odpowiedź. Wskakiwaliśmy na przyczepkę i ciągnikiem jechaliśmy przez przyjemny lasek na łąkę. Ba, nie było się czym wtedy martwić, bo były to lata podstawówki. Teraz nieco się sytuacja zmieniła. Nie dość, że dziadkowie nie mieszkają na wsi, to jeszcze ja się zmieniłam. Zmieniłam swoje podejście do życia, stosunek do ludzi, nastawienie do szkoły, do dorosłego życia, do szczeniackiego życia. Wszystko nabiera teraz innych barw. Wszystko, bez wyjątku. Mimo tego, że nie jest to łatwe, trzeba sobie z tym poradzić. Aż trudno jest mi myślec o tym, ze nie można cofnąć się w czasie. Trudno, takie życie.
Kila Kola, 100 lat raz jeszcze i dużo miłości : )