nienawidzę pogrzebów.
może dlatego, że zawsze żegnam się z najbliższymi osobami?
a może po prostu datego, że pogrzeby są chujowe. ta atmosfera, płacz rodziny, przyjaciół.. i jak tu nie przeżywać?
hm... i pewnie długo nie zapomnę płaczu dziadka nad trumną, tego jak wołał zrozpaczony za swoją żoną, a wokół niego niósł się głośny szloch bliskich. bo cierpienie innych rozpierdala czasem bardziej niż swoje własne.
chciałabym kiedyś tak. znależć kogoś za kim nawet po tych 60 latach razem będę tak samo tęsknić jak na początku. tak jak oni. tak cholernie żal mi dziadka...
"żyła cicho więc również cicho umarła"
dzisiaj przynajmniej jestem pewna, że ona po śmierci pójdzie do nieba. o ile ono istnieje.
kurwa mać.
znowu się popłakałam.