Ostatnie dni mogę ująć w jednym słowie: Masakra.
Jest mi naprawdę smutno, mam ochotę leżec i leżeć, płacząc, że niektóre osoby nie potrafią mnie zaakceptować taką jaką jestem. Te najbliższe osoby: Rodzice. Wiem, że muszę się wziąść za siebie, że muszę schudnąć, wiem. Ale mówiąc mi to w kółko wcale mi to nie pomaga, to nie jest motywacja dla mnie. Przy wzroście 165 waga 80 kg, to dużo, za dużo, WIEM!
Sytuacja z półmetkiem też nie jest zaciekawa. Koleżanki mnie zapisały, chciały żebym poszła bo podobno 'beze mnie impreza, to nie impreza' :) Fajnie. Tyle, że ja nie chciałam iść, bo wiedziałam, że nie znajdę dla siebie żadnej sukienki... Zresztą moja mama powiedziała, że nie zapłaci mi półmetka, dopóki nie kupię sobie sukienki.. Bo ostatnio tak było, że miałam iść z nimi na wesele, ale nie znalazłam sukienki, wszystkie były za małe, o rozmiar...
Albo sytuacja druga.. Byłam na wakacjach z mamą u niej w sklepie i miałam na sobie sukienkę na szelkach i ona mi mówi na głos przy wszystkich 'wciąg brzuch, nie wypinaj tak, bo wyglądasz jak w ciąży'. Przy wszystkich.. Zrobiło mi się głupio, smtutno.
W dodatku czytałam w wielu artykułach, że matki mówią dziecku, że jest piękne takie jakie jest, zawsze, mimo wszystko. MIMO WSZYSTKO...
+ moja siostra jutro wyjeżdża na studia, nareszcie... Czekałam na to całe 17 lat..
O tym opowiem następnym razem.
:(