Moje serce jest jakimś chorym masochistą. Ile czasu ma jeszcze minąć, by się wyleczyło?
Nie lubię takich nocy, jak ta dzisiejsza. Każdy chciałby przestać myśleć i zasnąć szybko, żeby jak najprędzej zapomnieć i nie czuć tego chorego żalu i goryczy. Ja natomiast nienawidzę ich za to, że są takie puste i obojętne. Nie cierpisz teraz. Za to cierpisz przez cały kolejny dzień i nic do ciebie nie dociera. Przykro mi jak nie wiem co i chciałabym już nie zadręczać się tym wszystkim. Wiedząc, że to nie ma sensu, wiedząc, że nic nie zmienię i nie warto próbować, nie powinnam w ogóle do tego tak podchodzić, jak przez ostatnie miesiące.
Szkoda, że nie mam tej pewności, co do ostatnich Twoich słów. A głupia nadzieja podsuwa mi tą drugą wersję zeznań.
" I nic bardziej się nie liczy, jak Twoja obecność.
Niedługo przyjdzie mi przez nią umrzeć."
Teraz zbieram się do tego, żeby zacząć prawidłowo funkcjonować, co może okazać się nie lada problemem. Powoli zmuszam się do regeneracji, po ostatnich dniach niebytu. Czego mam się spodziewać? Chyba nawet nie chcę o tym myśleć. Mój Maciek wystarczająco mnie zasumucił tym, że nie pozwoli dłużej się dokarmiać. Odebrał mi ostatnią radość normalnie...
Czekam na radość, zwykłą beztroskę i ciepło. To prawdziwe ciepło.