26 maja

Tak już się porobiło, że od soboty minęło parę dni, które jakoś były takie trochę dla mnie nieczytelne. Właściwie to sobota była strasznie dziwna. Dowiedziałyśmy się z Paulą o sobie coś nowego, z czym się kryłyśmy już strasznie długo. Dziwne, że dawniej mówiłyśmy sobie naprawdę wiele, a teraz taką głupotę ukrywałyśmy przed sobą. W sumie, to Paula i tak wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wie :P Ale Paula to alkoholik zafajdany, zdjęcie pełne %%. Taka to właśnie była 18nastka Magdy. Najciekawszą chyba rozrywką było jeżdżenie do sklepu, 3 razy :D 2 razy po fajki, raz po wódkę. Nawet nie wiem jaką, ale było to dziwne i takie totalnie pokręcone. Byłam bardzo gadatliwa w sobotę, od rana. I nic, tylko dołuje mnie ta pogoda, codziennie leje, od dwóch tygodni. Jest zimno, niewypał ten maj, niech ta pogoda się zmieni, pliiis. W niedzielę poszłam do kościoła, żeby się wyspowiadać na chrzest i mieć podpisany papierek, to ksiądz nie spowiadał :( Tak więc jutro, albo kiedyś pojadę, skoro w sobotę chrzest. W któryś dzień fajnie by było pojechać z Konradem do Krakowa, bo on ma zrobić sobie jakieś badania, łoś chce soczewki, jakby to nie w okularach mnie strasznie pociągał. :( I ja bym przy okazji poszukała prezentu Kornelii na dzień dziecka. Bo nie ma co, ale ja dostałam prezent na dzień matki od niej, buty. :P Nie wiem dlaczego i jak, ale dostałam fajnie, tylko, że są na lato, a non stop pada deszcz i jest max 15 stopni. Czemu życie jest takie dołujące? potem pod koniec tygodnia trzeba ogarnąć się i popomagać Natalii, jakieś sałatki, ciasta, czy posiedzieć z dzieciurami, a w czwartek sprawdzian z biologii, a w piątek z angielskiego. Nienawidzę angielskiego bardzo, nienawidzę 3godzin tygodniowo, czemu angielski nigdy nie przepada?! Ale to już drugi tydzień bez majcy, jest fajnie. Czas umierać.