Jak już wspomniałam, wkrótce nasz los się odmienił - gdy tak siedzieliśmy źli i smutni na autostradzie za Olomouc podjechała do nas bardzo miła 40-letnia Czeszka z Ostravy, zabraliśmy się z nią. Gabriela wzięła nas do domu, zrobiła przepyszną kolację, wykąpaliśmy się i w dodatku mogliśmy u niej przenocować. :D
Miała bardzo duży dom i mieszkała sama.
Mieliśmy swój własny duży pokój z duuuuużym łóżkiem, czystą i cieplutką pościelą (co widać na zdjęciu)i komputerem do własnej dyspozycji (nie ogarniałam czeskiej klawiatury - dziwne znaki miała :D). To była piękna noc, było miękko i sucho. :D:D:D
oczywiście nim poszliśmy spać Gabi w salonie po kolacji poczęstowała nas drogim czeskim winem. Salon miała cały w plakatach u2, Sex Pistols i innych fajnych, które zresztą sama robiła na koncertach.
Następnego dnia obudziliśmy się koło południa, zjedliśmy pyszne śniadanie i poszliśmy zwiedzać Ostravę (na zdjęciu z księciem piastowskim koło jakiegoś zamku ;)), a na moście stoję właśnie z ów wybawicielką Gabrielą.
Spędziliśmy u niej bardzo miły czas, dużo jedzenia i w ogóle. :D Tylko ciężko było się dogadać, bo niestety Gabi polskiego nie znała i często przytakiwaliśmy, nie wiedząc o co chodzi. :D
Gdy już nie chcieliśmy jej obciążać więcej swoją obecnością poszliśmy do jej kolegi z pracy, o którym nam opowiadała. Petr był bardziej w naszym wieku w dodatku znał dość dobrze polski, jednak pobyt u niego był średni... - Petr chyba nie pochwycił naszego poczucia humoru. Nie rozumiał naszych żartów i chyba nas nie polubił (tzn mojego kolegi, bo mi mówił, że mam ładny uśmiech i że podoba mu się to, że ciągle się uśmiecham :D)
Miał mieszkanie całe pomalowane na biało i wszystko w mieszkaniu miał białe, tak, że baliśmy się cokolwiek dotykać. :D A na ścianach miał pełno zdjęć gołych panienek (fotografem się okazał ;D). Zabrał nas na jeszcze jedną wycieczkę po Ostravie. Między innymi na wielką górę (widać na zdjęciu) z której był widok na całe miasto. No ale zaraz następnego dnia z rana postanowiliśmy się ulotnić.
Zresztą nie mieliśmy wyboru - Petr dał nam delikatne aluzje, że nie chce nas więcej widzieć. :D
I w ten oto sposób zajechaliśmy do Opavy. Najbardziej pozytywnego punktu naszej wyprawy, gdzie poznaliśmy świetnych, zakręconych i podobnych nam ludzi, ale to opiszę później... :)
P.S. Na jednym ze zdjęć mam wielkiego lizaka w postaci lustra, w którym odbija się urząd miasta Ostrava (niestety całe zdjęcie się w kwadraciku nie zmieściło :D), a na innym zdjęciu jestem koło fajnej chodnikowej fontanny, którą jakimś cudem popsułam - gdy koło niej stanęłam woda przestała lecieć. :D