Czas wrescie dokończyć historię. :D
Będzie w skrócie, bo cierpię ostatnio na chrobę nic nie robienia i nie chcę się przemęczać. :D
Początek naszego pobytu w mieście Opava nie był zbyt wesoły, padał deszcz, byliśmy zmęczeni, nie chciało nam się chodzić, zgubiliśmy się i w ogóle. :D W końcu pod Lidlem uzbieraliśmy pieniądze na 10 bułek, które od razu pod sklepem skonsumowaliśmy - co zresztą widać na zdjęciu. Byliśmy baaaardzo głodni. :D
Potem jednal poznaliśmy Jiriego - kolesia z rockowego zespolu, który nas nocował, dawał nam jeśc i ogolnie był jednym z najbardziej pozytywnie zakręconych osób jakie w życiu poznałam.
Zabrał nas do baru, gdzie przyszła reszta osób z jego zespołu (w tym jeden Japończyk), na początku nie mogliśmy się dogadać, bo oni nie znali polskiego, a my czeskiego, ale po paru piwach już było spoko. :D
U Jiriego w domu natomiast przy wódeczce jabłkowej własnej roboty (której butelkę dostałam nawet do domu ;D) rozmawialiśmy sobie przy włączonym google translatorze i już było spoko. :D
na pewno będę pamiętać, żeby nigdy nie chcieć się szukać w Czechach. :D
I że jak goście do domu to ser na stół. :D (ser po czesku - srać - a cytat z reklamy polskiego sera hohland, z którego czesi mieli ubaw :D)
Opava ogólnie okazała się bardzo ładnym małym miasteczkiem z masą zabytków i ciekawych budynków.
A z poznanymi tam osobami na pewno kontakt utrzymywać będę jeszcze przez długi czas. :)
No i tak ze smutkiem trzeba było opuścić dom Jiriego i wrócić do Polski.
Wyjazd jak najbardziej udany i już czekam na następny.
Tym razemw planach mam Włochy. :)
Co to zdjęć. Na głównym ja Szymek i Jiri wewnątrz dziwnej rzeźby na rynku w Opavie. :D
Pozostałe zdjęcia to z pem Jiriego, jedno z Jirim, na kolanach jakiegoś poety czeskieg, ale zapomniałam jakiego, pod Lidlem, na jednej focie można zobaczyć bardzo złego i głodnego Rumcajsa, a na innej Rmcajsa załamanego siedzącego na ławce. No i głowa Rumcajsa, a w tle piękny ratusz opavski. :D