wakacje i po wakacjach. od pierwszego dnia w szkole straszenie maturą (zupełnie jakbym sama sobie nie zdawała sprawy z tego że trzeba to zdać a egzaminatorzy się czepiają), za dużo lekcji, trzeba wstawać i wychodzić z domu, najgorzej jak idę do pracy po szkole.
jedynym plusem chyba jest to, że wreszcie Stefan jest we Wrocławiu. udało się wyskoczyć na mazury, było błogie opierdalanko, opalanko, pływanko, w namiocie spanko. tego mi było trzeba.
szukanie współlokatorów to cholernie ciężkie zajęcie. najpierw dwie dziewczyny (teraz już w sumie trzy) umówiły się i nie przyszły, był nerd, był pan kark z panią karkówką, ale stwierdzili że to nie to czego szukają (i dobrze, bo nie chciałabym z nimi mieszkać...), były dwie laski i parka. laski niższe ode mnie, takie trochę zahukane, ale w sumie spoko. parka: całkiem spoko koleś i śliczna (no, ładna, dupy nie urywała) dziewczyna. nie wiem co gorsze. czy naprawdę nie ma żadnych facetów którzy chcą ze mną mieszkać?!
Stefan ma ze mną za dobrze.