I oto mamy za sobą kolejny rajd na Bogdaszowice. Tym razem niestety bez Siekiernika, beatboxu ze studni i innych bajerów;) Ale wciąż było kozacko, w pełnym tego słowa znaczeniu. Odwiedziliśmy okoliczny sklep, odstawiliśmy operę, poniańczyliśmy piesy, wraz z Kubą odtworzyliśmy nawet "Draculę" na pianinie :D do tego grill, żelki-makarony, czerwone boa i w ogóle;p Zginam swe cielsko w niezdarnym ukłonie, oczywiście w stronę niezastąpionej Pani Dorotki;) i wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że Rybsko zjechała na dupie z pięterka -,- (mam nadzieję, iż wybaczysz mi napomknięcie o tym;p)
Poza tym - po staremu. Debile nie zmądrzeli, moje dalekosiężne plany dalej są na etapie wcielania w życie (co z tego, że wróżka wyczytała, iż nie odniosę sukcesu, zgniję w Polszy, a jakiś fagas mnie wykokrzysta i porzuci? phhh, sranie w banie.), wciąż ślinię się na widok Kaspiana i dostaję histerii na widok pająków. Hyyy. A na zdjęcu Rybsko (suicide), Ja oraz Wojciech. Szacun!
Lily
i cóż ja mogę dodać ? zajebiście jak zwykle ( moze poza incydentem ze schodami :[okularnik] ). jakąż to przy okazji wspaniałą znajomość zawarłyśmy ^^ ukłony ślę też w stronę słynnego Kiełbaśnika, który wczoraj w podejrzany sposób się rozgadał... jakoś tracę wątek, więc kończę. a na zdjęciu ciotka Lucy, jakiś... yyyy Inżynier ( ? ) i wuj Sam. ;)
suicide