Pomysł z założeniem był nagły, ale fajny.
A to, co widać na zdjęciu to uroki Muchobronx'u.
Pamiętam, że kiedyś do głowy wpadło mi bezsensowne zdanie: "wakacje są codziennie, nic nowego." - co za bełkot. Tak naprawdę w miarę wolna czuję się od jakichś 3., 4. dni. I rzygam całą tą rekrutacją, bredzeniem kto gdzie się dostał. Już jest spokój, wreszcie nie muszę się zmuszać do myśli o nauce. Teraz zastanawia mnie, z kim będę w klasie i dlaczego już nie lubię tych ludzi. Mam w sobie coś z mizantropa, albo po prostu odczuwam jakiś durny strach przed nieznanym. Tak, razem z zakończeniem roku nachodzi mnie nie tyle lęk przed tym, co mam zrobić, jeno przed swoimi myślami. Za bardzo żyję przeszłością, poza tym zauważyłam u siebie skłonność do przeżywania cudzego życia bardziej od swojego. Śledzę życie ludzi, których tak naprawdę nie znam. Rozważam to, co mi opowiadają... Czyżbym sama była aż tak nudna i beznadziejna? Ja wiem, bredzę, ale to pomaga jak się z siebie te wszystkie głupoty wyrzuci. I tak, zdaję sobie ssprawę, że serwisy tego typu (z naszą-klasą na czele) są dla jakichś zakompleksionych pierdół, łaknących cudzej uwagi. I wiem, że też mam w sobie coś z takiej osoby, jak każdy. Zabawne, że gdy zakładałam pierwszego fbl, to pisałam praktycznie to samo. Monotematyczna Asia, Wydymanna Anna....łotewer. Krrrajst, dochodzę do jednego z tych wniosków, od których na mej parszywej mordzie wykwita jeszcze parszywszy grymas...na upartego można go nazwać uśmiechem. Chcę być płatnym mordercą. Ale takim drogim, z najlepszym sprzętem, pracującym w rękawiczkach. Jednych dusiłabym jedwabną poduszką, innym podcinałabym gardła tępym nożem, a dla Ciebie zostawiłabm coś specjalnego...:)
Dobranoc,
Lily
_________________
a teraz piszę ja - druga oto właścicielka tego fbl. i co napiszę? że czuję się cholernie dobita tą rekrutacją, że myślę, że nie dam sobie rady z tym liceum, nowymi ludźmi, że znowu będę czuła się jak śmieć. ale wtedy pojawia się to bardzo mądre zdanie, przeczytane w pewnej książce: 'pieprz ich.' i myśl, że przez najbliższe dwa miesiące warto wprowadzić to w życie. bo są wakacje, część chodzi na biby, część wyciera się po klubach, a ja dopiero teraz mogę robić to, co naprawdę lubię. co nie zmienia faktu, że czuję się na jakiejś cholernej loterii. czasem jestem na górze. czasem na dole. 'congratulations, you have won...'. ale czyż nie dane mi jest trwać w ciągłych wątpliwościach i niedopowiedzeniach? właśnie. więc postaram sie przynajmniej przez chwilę nie narzekać.
bye, suicide.