Dużo się działo...
Od końca lutego (a przynajmniej tak mi się wydaje) zdążyłam przeczytać wiele książek, z których wiele się dowiedziałam i nauczyłam, dzięki czemu byłam siebie w stanie poprawnie (to nadal jest pojęciem względnym) zdiagnozować.
Zacznę może od książki, którą skończyłam czytać dosłownie kilka minut temu. Jest 5:44, mój brzuch zasysa się od środka, a mięśnie zaczynają boleć od ćwiczeń, które zapodałam sobie sama i które skończyłam około godziny 2:04.
Czytając o Hazel Grace Lancaster i Augustusie Watersie dowiedziałam się na pewno, że umieranie wcale nie jest fajne, a szczególnie dla tych którzy cię otaczają. Nie chcę być granatem. I uświadomiłam sobie również, jak głupią kreaturą jestem, że wpakowałam się w takie gówno, z którego nie da się wydostać. Oczywiście nie był to mój kaprys tylko swojego rodzaju system, który chciał mnie bronić, ale zamiast tego szwankował nieustannie, poddając się rzeczywistości i pieprzonemu społeczeństwu. No tak, pomijając czynniki zewnętrzne, w stu procentach nastolatkowie umierają na nieuleczalne choroby - fizyczne lub psychiczne.
Kolejną książką, która zmieniła mój pogląd na sprawę, była znaleziona przeze mnie pół-przypadkowo. Opowiadała o chłopaku, który znienawidził siebie do tego stopnia, że przestał samego siebie akceptować, tylko ze względu na to, że ktoś go tak traktował. Zachorował. I wszystko byłoby 'okej' gdyby nie to, że z każdą stroną byłam coraz bardziej przerażona. Dosłownie. A dokładniej przez spójność z tym co robiłam ja sama, jak się czułam, jak nie dopuszczam do siebie informacji, że ktoś jest w stanie mnie kochać, że nie potrafię przyjąć pomocy, nie chcę jej i chcę jednocześnie, że nie chcę psuć czyjegoś życia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę jestem chora. Nadal nie potrafię w to uwierzyć. Bo żyję w przeświadczeniu, że potrafię nad tym panować, ale ta kwestia również była poruszona i powinnam to teraz rozumieć, że w cale nad tym nie panuję, ale uparcie powtarzam sobie w głowie, że mam wszystko pod kontrolą.
To jest dopiero choroba psychiczna, kiedy wiesz o niej, że ją masz lub możesz mieć, ale i tak temu zaprzeczasz i uważasz że to nie możliwe. Chyba dlatego, że nie chcę jej mieć.
Ja chcę tylko czuć się dobrze i być kochana.
Pisząc o pierwszej książce byłam pewna swojej choroby, a podczas pisania o drugiej, kiedy zaczęłam zastanawiać się nad tematem, przestałem już w nią aż tak bardzo wierzyć.
To dziwne, nie sądzisz?
6:29