Kiedy spie, nic mnie nie boli.
Bez kitu! hah.
Tak bardzo chcialabym przespac troche. Nie wiem ile. Kilka dni? Tydzien moze? Ale czym jest tydzien, skoro po jego uplywie znow bede musiala wstac. Przespac miesiac? To tez nie jest droga. Miesiac minie tez i nie dosc, ze bede musiala otworzyc oczy i znow patrzec w niebo, to zostane zapomniana. A czy ktos pamieta mimo to ze budze sie co dzien? Swoja droga w niebo patrze ostatnio bardzo czesto. Marze sobie. W przeciwienstwie do snu marzenia bola, bo kiedy utworzona przeze mnie w mysli historia dobiega konca dociera do mnie ze tak naprawde nigdy jej nie bedzie. Bedzie? Chcialabym zeby byla. Ale i to mnie smuci, bo - przeciez minie. Wszystko jebnie padnie i zdechnie. Co mi po slicznych kwiatkach, kiedy za pare dni zostanie susz? Susz jeszcze nie jest zly sam w sobie, bo to tak, jak wspomnienie. Gorzej jesli zgnije.
Ale zaraz. Czy aby na pewno tak jest? Czy serio takie kwiatki sa bezwartosciowe? Czy warto decydowac sie na miesieczny sen, skoro i tak musisz wstac, i tak naprawde nic nie bedzie inne? TRZEBA sie zmusic. Zmusic do wstawania.
Dzisiaj bylam chyba w miare wesola.. wiec czy moglabym prosic by juz moglo zaczynac byc lepiej? Nie chce biegiem, ale chce czuc ze faktycznie cos sie dzieje. Cieplego, dobrego. Przeciez tak ladnie prosze? Nie mowie 'Bog', bo nie wiem czy wierze. Prosze, cokolwiek jest w stanie mnie uslyszec. Tak szczerze, to zaczynam blagac powoli..
Czytam i widze w tym rozpaczliwe wolanie, a moze wcale nie jest tak zle? Dla mnie jest. Ja wiem ze jest. Ale dalej sadze ze.. jest w stanie byc lepiej, mimo wszystko. Przeciez chce. Sylwia, Ty wez cos.. Ty cos zrob. Zrob cos bo Cie prosze przeciez. Przestan ciagle myslec i rozpamietywac, patrz w przyszlosc patrz w przyszlosc.. Usmiechac sie kiedy jestem szczesliwa i pokazywac, ze taka jestem. Nie chce sie juz bac... ;/